Strony

4 maja 2020

Żydowski Obóz Pracy (Getto Żydowskie w Kraszewicach)


Tragiczny opis wydarzeń dotyczących powstania i likwidacji getta żydowskiego w Kraszewicach autorstwa  Leona Nalepę (1896-1985), wieloletniego kierownika szkoły w Kraszewicach a także nauczyciela szkoły w Kuźnicy Grabowskiej. 

Prezentuje tekst w całości z oryginalnym tytułem autora (opr. Jerzy Krzywaźnia)

W roku 1979 (z okazji 35-leci PRL) ukazała się praca zbiorowa p.t. „Zbrodnie hitlerowskie na terenie Ziemi Zaliskiej”, którą przeczytałem z dużym zainteresowaniem i stwierdziłem, że brakuje tam choćby wzmianki o getcie żydowskim w Kraszewicach. Widocznie autorzy nie słyszeli o nim. Ponieważ byłem naocznym świadkiem tej zbrodniczej działalności hitlerowskiej, przeto czuję zobowiązanie do odtworzenia tego faktu, co niniejszym czynię.
            Wieś Kraszewice położona jest nad rzeką Łużycą oraz Strugą Kraszewicką. Ciągnie się na przestrzeni 4 km., od Kuźnicy Grabowskiej do Mącznik i Ostrowa Kaliskiego. Składa się z 7 części. Podkuźnica Piaski, Jajaki, Podrenta, Podlas, Podborowie i Kraszewice Poduchowne. Pod koniec okresu międzywojennego w Kraszewicach Żyło ponad 2000 mieszkańców. Wśród tej liczby było 17 rodzin żydowskich (około 100 osób), które ulokowały się w Kraszewicach Poduchownych. Mieli swojego podrabina, który spełniał ich duchowne potrzeby.
Przypuszczać należy, że osiedlili się oni tutaj ze względu na to, że Kraszewice położone są z dala od miast. Co miesiąc odbywały się tu duże jarmarki. Przyjeżdżali na nią kupcy z Wieruszowa, Lututowa, Błaszek i Grabowa. Wśród przyjezdnych kupców przeważali Żydzi. Głównym zajęciem rodzin żydowskim w Kraszewicach był handel i drobne rzemiosło. Niektórzy mieli własne działki ziemi, które dość starannie uprawiali; założyli 3 sklepy spożywcze, jeden bławatny oraz skórzany. Ogólnie biorąc była to biedota.
Do szkoły miejscowej co rocznie uczęszczało 10-15 dzieci żydowskich. Z dziećmi tymi, jako kierownik szkoły, miałem pewne kłopoty, gdyż dzieci narodowości polskiej prześladowały je, a tym samym nie chciały z nimi się bawić, skutkiem czego czuły się obco, bo były traktowane jak intruzi. Wobec tego wraz z gronem nauczycielskim postarałem się o to, aby znieść wśród dzieci tę różnicę. Dziewczynki lepiej umiały się zasymilować niż chłopcy. Z czasem nie prześladowano już „parchów” (bo i tak je nazywano) i razem zgodnie bawiono się w czasie przerw. Rodzice dawniej prześladowanych dzieci widocznie cenili nasze wysiłki wychowawcze, gdyż do nauczycieli odnosili się bardzo uprzejmie i życzliwie.
             Przed rozpoczęciem się II wojny światowej można było zauważyć, że Żydzi nerwowo i niespokojnie szwargotali między sobą. Widocznie słyszeli już o tym, jak Hitler prześladuje ich w swoim kraju. Z chwilą wybuchu wojny szybko zlikwidowali swoje sklepy, oddając na przechowanie posiadane mienie zaufanym, polskim sąsiadom. Po opanowaniu przez hitlerowców całej Polski dla żydów również kraszewickich rozpoczęła się gehenna. Najpierw otrzymali zarządzenie, aby wszyscy mężni zgłosili się z odpowiednimi narzędziami do pracy. Nie wolno im było przychodzić w długich chałatach ani czarnych jarmułkach. Na głowach musieli mieć tylko czarne kapelusze, a ponieważ takich w domu nie posiadali, więc biegali po całej wsi i takowe wykupywali, często po wysokich cenach. Po paru dniach otrzymywali nakaz zakładania do tych czarnych kapeluszy białe, gęsie pióra. Gdy żandarmi przyjechali sprawdzić czy wszyscy są odpowiednio ubrani, zaczęli głośno rechotać na widok cudacznych robotników.
            Żydzi chociaż rzadko kiedy pracowali fizycznie, teraz wykazywali duże zdolności. Przede wszystkim naprawiali drogi, zakładali przy ulicach krawężniki itd. Do tych prac mieli oddany do dyspozycji wóz konny (oczywiście bez koni). Na wozie siedział dozorca z batem w ręku i przynaglał ciągnących i popychających ze wszystkich stron pojazd. Żony tych niewolników musiały czynić różne posługi w urzędach i domach niemieckich, niezależni od tego ubiegały się o pożywienie dla siebie, swoich dzieci i ciężko pracujących mężów. 
Po kilku tygodniach żandarmi zabrali Żydom z ich mieszkań pościel i wszystkie wartościowsze przedmioty.


 Zorganizowano ,,getto’’ Zrobiono to w bardzo dużej plebani, z której proboszcz już był wywieziony do Dachau, a kościół (największy w całej okolicy) zamkniętych. W najobszerniejszych pokojach plebani z desek przybitych na sztorc do podłogi zrobiono przegrody, w które nałożono słomy do spania. W tak urządzonych koszarach ulokowano wszystkich Żydów. Wyznaczono kierownika (coś w rodzaju sołtysa), który był odpowiedzialny za ład i porządek, a przede wszystkim za stan ilościowy powierzonych mu ludzi.
Mieszkańcy wsi przychodzili nieszczęśliwym z pomocą przez dostarczanie żywności. Żydzi mieli pieniądze i płacili, ale byli tacy ludzie, którzy udzielali chleba bezpłatnie.
Pewnego dnia zajechało przed plebanię parę ciężarowych, krytych samochodów, w których znajdowali się Żydzi- prawdopodobnie z Działoszyna i Lututowa. Wszystkich wpędzono na plebanię i połączono z miejscowymi Żydami. Następnie polecono zostawić  na miejscu swoje paczki i ustawić się w szeregu na dworze.
      Aby móc lepiej to wszystko obserwować, wszedłem na strych budynku szkolnego, skąd przez okno z odległości 50 m. widziałem dokładnie cały przebieg tej okropnej operacji.
       Kiedy już wszyscy byli ustawieni, otwarły się drzwi kościoła i na komendę uzbrojonych żandarmów orszak ruszył w tym kierunku. Na twarzach konwojowanych malowało się przerażenie. Jedna z kobiet zaczęła strasznie krzyczeć. Podskoczył do niej żandarm. Kilka uderzeń nahajem po plecach. Zapanowała grobowa cisza. Po twarzach niektórych kobiet płynęły łzy. Wszyscy weszli do kościoła. Drzwi zamknięto. Postawiono przy nich straż. Była godzina wieczorna.
Mimo swej skrupulatności w tej nieludzkiej operacji żandarmi nie zauważyli, że oprócz wielkich drzwi kościelnych i jednych bocznych, przy których postawili straż, były jeszcze do zakrystii. Drzwi te były zamknięte tylko od wewnątrz dużym hakiem.
Kiedy zrobiło się zupełnie ciemno, jeńcy cichaczem otworzyli sobie drzwi z haka i wszyscy młodsi mężczyźni uciekli. Po upływie niespełna godziny wszczął się gwałtowny alarm. Żandarmi z psami i niemieccy osadnicy tzw. ’’szwarcmerzy ’’ biegali, szukali, świecili na drzewa - nikogo nie znaleźli. Szukali rano na drugi dzień- na próżno.
Hitlerowcy ogłosili, że o ile uciekinierzy nie zgłoszą się w tym samym dniu najpóźniej do godziny dwunastej, wówczas wszyscy ludzie, którzy pozostali w kościele, będą rozstrzelani. Groźba poskutkowała. Wrócili. Widocznie tak nakazywała ich solidarność.
Po południu przed kościół zajechało kilka ciężarówek nakrytych plandekami. Getto w Kraszewicach  miało być zlikwidowane. Przed bramę cmentarza kościelnego podjeżdżały samochody. Z kościoła w asyście prężących się żandarmów snuły się zgnębione postacie ludzkie w kierunku wozów, na które trzeba było z trudem wdrapywać się, gdyż klapa tylna nie została opuszczona. Obok stało dwóch drabów z nahajami w rękach: kto nie mógł od razu wejść- spadały na niego okropne ciosy. Gorzej było z kobietami. Przy tej operacji znalazł się również komisarz gminy nazwiskiem Weber, który miał opinię dobrego człowieka. On chwytał kobiety i dzieci za ręce i pomagał im wgramolić się na samochód:, w ten sposób oszczędzał ofiarom ciężkich ciosów.
        W trakcie kiedy odbywało się to ładowanie ludzi do ciężarówek, od strony młyna dwóch żandarmów prowadziło białego od mąki Lipszyca, okładając go nahajami. Żyd ten był zatrudniony u Niemca w młynie. Mniemał widocznie, że skoro pracuje u Niemca, który był jednocześnie sołtysem wsi, - ominie go los rodaków. Pomylił się. Gdy wchodził do wozu, jeszcze spadały mu na plecy razy, od których tumany kurzu unosiły się w powietrzu. Oprawcy zarechotali śmiechem...
        Samochody wypełnione bardzo szczelnie ludzkimi istotami odjechały. W parę minut po odejściu transportu na plebani rozległy się dwa strzały. Wszyscy byli ciekawi, co one miały znaczyć. Okazało się później, że zostały zastrzelone dwie żydowskie dziewczyny, które ukryły się pod sceną w sali widowiskowej. Żandarmi je znaleźli, wyprowadzili na podwórze i natychmiast zabili.

(Jerzy Krzywaźnia - opracowanie komputerowe  na podstawie maszynopisu zachowanego w bibliotece szkolnej)
Fotografie ( widok współczesny) - Magdalena Jeziorna