Strony

2 maja 2020

Dzieje naszego pradziadka – Wacława Wróbla w czasie II wojny światowej




p. Wacław Wróbel z prawnukami: Alicją, Kasią i Tomkiem 

W czasie II wojny światowej rodzina Wróblów wraz z innymi rodzinami z Klonu, została  wywieziona do pobliskiego miasta Grabowa. Ojciec Stanisław został wysłany do Niemiec na roboty. Pozostali członkowie rodziny: matka, 2 synów: Wacław i Jan i córka wrócili do rodzinnej wioski.

 
Wacław Wróbel podczas pracy przed wojną

 W roku 1942 Wacław Wróbel na skutek aresztowań i wywozów na przymusowe roboty do Niemiec wyjechał z Klonu i rozpoczął pracę w cegielni koło Namysłowa. Jego brata Jana Niemcy zastrzelili podczas ucieczki. W cegielni Wacław Wróbel pracował ok. 2 lat. 20 lipca 1944 r. wraz ze wszystkimi pracownikami cegielni zostaje aresztowany pod zarzutem przynależności do tajnej organizacji konspiracyjnej. 94 osoby zawieziono do Wrocławia na przesłuchanie. Tam przebywali 7 dni. W tym czasie bito ich i wymuszano zeznania. Przesłuchiwali w piwnicach, badanie, bicie, dwóch  trzymało za nogi, za ręce, a trzeci bił.  
     Dnia 27 lipca zesłany został do obozu koncentracyjnego w Gross Rosen ( teren Niemiec). Obecnie Rogoźnica koło Strzegomia. Wieźli nas pociągiem towarowym. Bombardowanie. Niemcy wypędzili nas na bocznicę. Staliśmy i chcieliśmy, aby jakaś bomba spadła na pociąg. Byliśmy głodni. Najgorzej było z wodą. 

W obozie Gross Rosen oznaczono go numerem 7346 i uznano więźniem politycznym. Tam pracował w kamieniołomach. Schodziliśmy 186 stopni w dół, braliśmy kamień i na górę, i tak w kółko.
      Dnia 31 października 1944 r. zostaje przeniesiony do obozu koncentracyjnego o specjalnie ciężkich warunkach w Mauthausen-Gusen (teren Austrii). Obóz ten to miejsce zagłady więźniów chorych, inwalidów i zbrodniczych eksperymentów medycznych. Obóz zajmował dość duży obszar, ogrodzony drutem kolczastym. Na tym terenie znajdowało się kilka podobozów. W zależności od przydatności do pracy klasyfikowano ludzi na kilka kategorii. Najsłabsi umieszczani byli w bloku śmierci pod numerem 20. Silniejszych więźniów przeznaczono do pracy w  pobliskiej fabryce samolotów myśliwskich. Fabryka wykuta była w skale, na której rosły drzewa. Żadne bombardowanie nie było w stanie jej zniszczyć. Tam Wacław Wróbel otrzymuje numer 109505, trafia do bloku 11 i zostaje zakwalifikowany jako przydatny do pracy. Pierwszy dzień przyglądali się robocie innych więźniów. Następnego dnia sami przystąpili do pracy. Niezależnie jaki mieli zawód musieli radzić sobie z tą pracą, bo inaczej groziła śmierć. Albo jesteś ślusarzem, albo zabijają.              Czterech pracowało przy jednym skrzydle, Władek spawał, inny nitował, jeszcze inny wiercił, ja zakładałem blachę. Mimo, że praca nadzorowana była przez wartowników, więźniowie dopuszczali się sabotażu. Swoją pracę wykonywali niedokładnie i niszczyli materiał. Samolot wystartował i spadł. Do pracy prowadzeni byli przez kapo.
W obozie przebywali więźniowie różnych narodowości. Najmniej odporni na ciężkie warunki byli Francuzi i Włosi. Byli słabi zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Najsilniejsi to Polacy i Rosjanie.
Z przeżyć obozowych najboleśniej Wacław Wróbel wspomina panujący głód i nieludzkie znęcanie się esesmanów i kapów. Niektórzy więźniowie z głodu skubali trawę. Dzienne wyżywienie to kawałek chleba, a od czasu do czasu  kilka ziemniaków. Ci, którzy pracowali dostawali dodatkowo trochę zupy z buraków cukrowych. Suszone buraki wsypywali do garnka, było to bardzo słodkie. Wszyscy wyglądali jakby ważyli 30 kg, a żołądki mieliśmy małe jak pięści. Po zjedzeniu zupy żołądki bolały. Koło bloku 11 była kuchnia. W nocy samochodami przywozili chleb. Ja i Władek kradliśmy chleb z samochodu. Kiedy auto zatrzymało się przed kuchnią jeden z nas wskakiwał na samochód i rzucał bochenek drugiemu. Kiedy by nas złapali to by rozstrzelili. I tak śmierć i tak.  
Wacław Wróbel mieszkał w jednym bloku wraz z 14 innymi więźniami. Łóżka były drewniane, piętrowe.  Obowiązywało ubranie obozowe- pasiaki. Pod spód zakładano to co kto miał. Bardzo często były to kradzione rzeczy. Aby przetrwać więźniowie okradali siebie nawzajem. Najczęstszym łupem były buty. Kto ich nie miał szedł na boso nawet po śniegu. Wszystkie buty były zniszczone, stare i podarte. Szedłeś w butach, ale podeszwy nie było.
W roku 1944 numeru więźnia już nie wypalano na skórze, lecz tylko nadawano. Codziennie rano był apel i liczono wszystkich więźniów. Każdy musiał podać swój numer obozowy. Ucieczek zbyt wiele nie było. Ci którzy próbowali zostali schwytani i rozstrzelani. Pod koniec wojny w fabryce już nikt nie pracował. Więźniowie chodzili do pobliskiego miasta i pracowali przy budowie barykad.
       


 5 maja 1945 r. Amerykanie oswobodzili więźniów z obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Do samego końca w wieżyczkach wartowniczych siedzieli niemieccy strażnicy. Po oswobodzeniu nikt się ludźmi nie interesował. Każdy musiał sobie sam radzić. Więźniowie myśleli przede wszystkim o jedzeniu. Na bardzo rozległym terenie palono ogniska, w których pieczono ziemniaki. Wielu wtedy umarło, zjadłszy zbyt dużą ilość niedopieczonych ziemniaków. Wacław Wróbel udał się do najbliższego miasta, gdzie przebywał jakiś czas. Jego znajomi z obozu wyjechali do Ameryki, on jednak po 2 latach tułaczki wrócił do żony i syna.   
Wacław Wróbel z żoną Walentyną

Pradziadek  Wacław z kolegą - Rychowskim z obozu koncentracyjnego  w Mauthausen-Gusen 
 Katarzyna i Tomasz Wróbel
                                                                                                                                         3 ‎kwietnia ‎2008