Strony

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kraszewice. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kraszewice. Pokaż wszystkie posty

11 lutego 2024

Dzień z Jerzym Różyckim - 16 luty 2024

Śladami Jerzego Różyckiego - przesympatyczne spotkanie z panią Elżbietą Szczuką, autorką biografii Różyckiego, dziennikarką Nowego Wyszkowiaka.

Autorka  wraz z delegacją powiatu wyszkowskiego na zaproszenie wójta p Konrada Kuświka zwiedziła wybrane miejsca gminy Kraszewice m.i.n  Koniec Świata i Ławeczkę Różyckiego oraz Muzeum im. Mariana Falskiego w Kuźnicy Grabowskiej. Spotkanie poprzedziła prelekcja władz Powiatu Wyszkowskiego ( Wicestarosty powiatu wyszkowskiego p. Leszka Marszała oraz Naczelnik Wydziału Promocji i Rozwoju Ewy Michalik). Wyszków i Powiat Wyszkowski jest związany z postacią Jerzego Różyckiego, który w 1926 r. zdał maturę w wyszkowskim Gimnazjum Koedukacyjnym, którego kontynuatorem jest dzisiaj I Liceum Ogólnokształcące im. Cypriana Kamila Norwida w Wyszkowie. Tematem wystapienia wicestarosty powiatu wyszkowskiego Leszka Marszała było zagadnienie Jak Wyszków upamiętnia postać Jerzego Różyckiego oraz o współpracy w tym temacie z gminą Kraszewice.



























fot. dzięki uprzejmości p. Eli Szczuki


28 stycznia 2024

21 stycznia 2024

Jan Szmaj (1878-1953) i Władysława Malinowska (1886-1951)

To najstarsze zdjęcie moich pradziadków z początku XX wieku. Serdeczne podziękowania za podzielenie się nim dla Joli Myśliwiec. 

Jan Szmaj (1878-1953) i Władysława Malinowska (1886-1951) wzieli ślub 7 listopada 1905 w kościele w Kraszewicach. Małżeństwo pobłogosławił ks. Piotr Gutman. Prababcia pochodziła z Kuźnicy Grabowskiej a pradziadek z Kraszewic. 

Pradziadkowie doczekali się szóstki dzieci: Emilii  (*1906, +1957)  Czesława (*1909, +1995), Heleny (*1912, +2002), Anieli (*1914, +1942),  Piotra (*1917, +1943) i  Jan (*~ 1924, +25-12-1996). Mieszkali w Kraszewicach.



Rodzina Szmajów - przełom lat 20-tych i 30-tych XX wieku


                                Rodzina Szmajów - przełom lat 30-tych i 40-tych XX wieku

19 stycznia 2024

Poczet liderów kraszewickiej społeczności

Poczet liderów kraszewickiej społeczności z okazji 40-lecia reaktywowania gminy. Poniźej także artykuł prasowy o jednym z nich - Stanisławie Jaszczyńskim oraz link do historycznego opracowania p. Stanisława Jeziornego.  
Jerzy Krzywaźnia, 90. rocznica úmierci wójta gminy Skrzynki z siedzibą w Kraszewicach Stanisława Jaszczyńskiego. Był liderem miejscowej spoleczności., Twój Puls Tygodnia, Nr. 899, 16 czerwca 2020.

Wójtowie gminy Skrzynki z siedzibą w Kraszewicach

Franciszek Jaszczyński 1866 -1872 
Paweł Wabnik 1872 -1881 
Józef Kozłowski 1881-1911 
Stanisław Jaszczyński 1911 - 1930 z przerwą ( 1916 -1918 )
Stanisław Skalec 1930 - 1934 
Franciszek Gracz 1935 -1939 

Antoni Puchała 1945 - 1946
Czesław Frankowski 1946 - 1947 
Stefan Szmaj 1947 - 1948 
Władysław Plewiński   1949 r
Franciszek Wróblewski 1949 -1954

Przewodniczący Gromadzkiej Rady Narodowej w Kraszewicach

Franciszek Wróblewski 1955- 1964 
Jan Niemiec  1964 -1972 

Naczelnik i Wójtowie Gminy Kraszewice

Stanisław Jeziorny - Naczelnik Gminy w Kraszewicach 1984-1990, Wójt Gminy Kraszewice 1990-2002
Józef Olszewski - Wójt Gminy Kraszewice wybierany w wyborach bezpośrednich 2002-2014 .
Paweł Koprowski - Wójt Gminy Kraszewice wybierany w wyborach bezpośrednich 2014-2018
Konrad Kuświk - Wójt Gminy Kraszewice wybierany w wyborach bezpośrednich 2018-2024


4 stycznia 2024

Śladami historycznych inskrypcji kraszewickiego cmentarza i kościoła

Kraszewice obchodzą w styczniu 40-lecie reaktywowania gminy. Dekadę temu ukazało się moje  opracowanie o dziedzictwie kulturowym miejscowości. Artykuł poprzedza zdjęcie (z 2013) ostrzeszowskiego fotografa,  prezesa Stowarzyszenia Regionalny Ośrodek Dokumentacji WIEŻA 1916 p. Grzegorza Kosmali.








Śladami historycznych inskrypcji kraszewickiego cmentarza i kościoła, Ostrzeszowska Kronika Regionalna, R.6/2013, s. 44-49

12 października 2023

S. Eleonora Ciomek - szkic biograficzny

 Poniżej prezentuje biogram, który znajduje się w publikacji "Znane nieznane" wydanej przez Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia pod redakcją S. Jadwigi Kisielewskiej. Został mi przeslany dzięki uprzejmości redaktorki publikacji. Prezentuje go w całości.


        Nasza kochana Siostra Eleonora  Ciomek przyszła na świat  we wsi Kraszewice, w zacnej i bogobojnej rodzinie Heleny i Franciszka Ciomków, w dniu 3 lutego 1931 roku. Dzieciństwo szybko biegło wśród  gromadki  rodzeństwa.

Okres II wojny światowej był dla wszystkich Polaków bardzo trudny. Siostra Eleonora wspominała, że miała jeszcze szczęście przystąpić do I Komunii Świętej w roku 1940, zanim Niemcy wywieźli księdza proboszcza do Oświęcimia, a kościół został zamknięty, co nastąpiło wkrótce po tej Uroczystości. Dopiero po wojnie przyjechał  do parafii nowy kapłan, ksiądz Stanisław Sapota.

 Eleonora wraz z rodzeństwem i innymi dziećmi bardzo była rozradowana, gdyż, jak mówiła,  ksiądz ten był bardzo gorliwy. Założył wśród dzieci Krucjatę Eucharystyczną .

Papież Benedykt XV po Międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym w Lourdes w 1914 roku, w czasie I wojny światowej, wezwał dzieci całego świata do modlitwy o pokój. W 1916 roku  Zakon Jezuitów zaczął zakładać pierwsze grupy apostolstwa dzieci – Krucjaty Eucharystyczne. W Polsce rozsławiła ją i rozpowszechniła Święta Urszula Ledóchowska.

           Krucjata Eucharystyczna ma za cel wychowanie dzieci na dobrych katolików,  przez pogłębienie życia religijnego i eucharystycznego. Członkowie  Krucjaty winni zaprawiać się do sumienności i wszelkich cnot chrześcijańskich a także przyzwyczajać się do udziału w życiu parafialnym  i  apostolstwie.

            Siostra Eleonora napisze po latach w swoim życiorysie, że ksiądz  Sapota uczył  w  Krucjacie częstego przystępowania do Komunii Świętej.  Był on też spowiednikiem Siostry i pierwszy dowiedział się o Jej  pragnieniu poświęcenia  swojego  życia Jezusowi. On też zasugerował młodej dziewczynie, by wybrała Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia.  Siostra Eleonora nieraz opowiadała, że kapłan ten był zawsze wzorem pobożności, miłości do Boga i ludzi. Odznaczał się  też wielką miłością do Matki Najświętszej.

        Kto bliżej znał Siostrę Eleonorę i wiedział, jakie są  założenia Ruchu Apostolskiego dziecięcej Krucjaty Eucharystycznej, może śmiało powiedzieć, że Siostra  została jakby przeniknięta tymi  hasłami i  tym programem. Jej ukochanie parafii, jej ukochanie apostolstwa,  życie przeniknięte miłością do Eucharystii,  jest  zakorzenione w pięknym ruchu Eucharystycznym. 

             Siostra  mówiła też, że wiele  zawdzięcza  księdzu Sapocie. On sam pisał kilkakrotnie listy do Siostry Wizytatorki,  przedstawiając swoją kandydatkę, zaświadczając o jej walorach, zdolnościach i gorliwości.  Przez szereg lat towarzyszył swojej parafiance, radując się Jej  otwartością i miłością w służbie najuboższym.  

W jednym z listów  pisał:

          Od pięciu prawie lat obserwuję jedną  z moich  parafianek, która od roku wyraziła swoje najgorętsze pragnienie poświęcenia się Panu Bogu w życiu zakonnym. Z ręką na sercu mogę stwierdzić, że powodują nią jak najlepsze pragnienia. Jestem głęboko przekonany, że swą  pracą, uczynnością, uległością, miłością zasłuży sobie, przy pomocy Bożej tego szczęścia, że stanie się kiedyś Służebnicą Zgromadzenia. Ośmielam się prosić o jej przyjęcie do Zgromadzenia Przewielebnych Sióstr. Dołączam swą  opinię. Bez żadnych zastrzeżeń może oddać się służbie Bogu. Pobożna, skupiona, pracowita, cicha. Resztę uczyni Łaska Boża i praca Przewielebnych Sióstr nad nią. To moja uczennica. Rycerka Krucjaty Eucharystycznej.

       Siostra Eleonora przyszła do Zgromadzenia Maryjnego, ale przyszła już  głęboko ugruntowana  w pobożności Maryjnej. Jej ukochanie Maryi  było widoczne w każdym  momencie życia. Zawsze nosiła przy sobie cudowne medaliki,  w  teczce miała obrazki Matki Bożej, małe książeczki z modlitwami, z litanią. Z natury była bardzo apostolska. Nie lękała się nawiązywać rozmów na tematy religijne. Zachęcała ludzi do modlitwy, sama wiele modliła się za innych.

          Siostra Eleonora  przyjechała  do Aspiratu   jesienią  1949 roku. Tutaj dokończyła  wykształcenia i już 7 listopada 1951 roku rozpoczęła Seminarium.  Służba Ubogim dla naszej Siostry przebiegała zawsze wśród dzieci. Była dobrą przedszkolanką i do tego miała przygotowanie. Pracowała wśród  maluszków na Solcu i na Kamionku w Warszawie, a także z dziećmi i młodzieżą niepełnosprawną –  w Ignacowie i Łbiskach;  była  Służebną w Zakładzie Wychowawczym w Ignacowie i  dyrektorką  Zakładu  Wychowawczego w Łbiskach.

             Najwięcej jednak  serca  oddała dzieciom na katechizacji. Bardzo dbała, by uzupełniać wiedzę pedagogiczną, teologiczną i katechetyczną. Czytała, studiowała,  rozmawiała ze światłymi ludźmi. Miała zresztą  wielką,  wprost intuicyjną,  znajomość  drugiego człowieka.                                                                     

Niezależnie od tego – kto kim jest,  lub był – pomagała wszystkim.

             Katecheza  w wydaniu Siostry Eleonory obejmowała całą rodzinę, szczególnie wtedy, gdy odbywała się w salkach katechetycznych. U Niej na dziecko nikt  nie czekał pod salką, ale wszyscy byli  razem. Rodzice, czy  dziadkowie, uczyli się i przypominali sobie  prawdy Wiary Świętej.

Powtarzała, zachęcała, umacniała w Wierze. Poznawała przy tym rodzinę i starała się później zaradzić  różnorakim kłopotom.  W pomoc biednym rodzinom angażowała wszystkich – siostry służebne, księdza proboszcza, zamożniejszych znajomych.

 Często prosiła Siostry ze Wspólnoty o modlitwę za swoich podopiecznych, za dzieci  z katechizacji i ich rodziny.   Wnikała we wszelkie  potrzeby rodzin i podejmowała działanie. Można powiedzieć, że często nasza Siostra Eleonora była  głosem i  wołaniem swoich Ubogich, o których mówiła, że to są Ubodzy Zgromadzenia.

            W Łukowie Siostrę Eleonorę  znali wszyscy.  Zatrzymała się przy mizernym dziecku, przy staruszce dźwigającej siatki z zakupami, przy pijanym ojcu rodziny któregoś dziecka, przy znajomym i nieznajomym, przy bezdomnym obłożonym reklamówkami.

W okres stanu wojennego  pracownicy wielu Łukowskich Zakładów byli internowani. Siostra Eleonora zaangażowała się w pomoc ich rodzinom:  organizowała  przygotowywanie paczek, odwiedzała uwięzionych z ramienia parafii i rodzin. Była blisko  wszystkich potrzebujących jakiejkolwiek pomocy.

Pomagała też w zorganizowaniu  pielgrzymki do Rzymu, do Ojca Świętego Jana Pawła II,  dla  członków represjonowanych rodzin z  okręgu Łukowskiego. Była bardzo szczęśliwa, że mogła w niej uczestniczyć.

Gdy nauczanie religii powróciło do szkół – Siostra Eleonora w klasach i w pokoju  nauczycielskim  czuła się znowu jak w domu. Miała wszechstronną wiedzę dotyczącą nie tylko zagadnień  wiary. Rozmawiała z nauczycielami o programach nauczania,  o nowych  zarządzeniach, o postępie dzieci. I zawsze o tym –komu pomóc, jak zorganizować dożywianie dzieci, by nikogo nie upokorzyć,  a potrzeby zaspokoić. Wszystkim była pomocna i wszystkich w pomoc angażowała. 

         Miałam szczęście  pracować z  Siostrą Eleonorą w dwu naszych Domach.     W Sochaczewie  zrozpaczeni rodzice zadzwonili do Siostry Eleonory o  godz. 2.00  w nocy  z prośbą  o ratunek, bo ich syn, a uczeń Siostry, pod działaniem narkotyków nie wracał do domu, tylko siedział w piwnicy na węglu. Poszłyśmy tam razem. Chłopiec wrócił do domu – umył się i przyrzekł  rodzicom, że zgadza się na terapię. A już Siostra Eleonora poruszyła „cały świat”, by znaleźć miejsce  dla „pupilka” w Ośrodku prowadzonym przez Księży Salezjanów.  / Chłopiec ten wyszedł z nałogu, skończył szkołę. /

           W Sochaczewie też zorganizowała pomoc tracącemu wzrok  ojcu  katechizowanego dziecka. Załatwiła wizytę  w Klinice Okulistycznej w Lublinie, u prof. Krwawicza.

Kilkakrotnie zawoziła chorego na konsultacje do Kliniki. Jeszcze na kilka lat uratowano  choremu oczy.

Takich przykładów było bardzo wiele. Gdyby ktoś chciał się zadziwić tą posługą  Siostry Eleonory, to Ona byłaby najbardziej zdziwiona, jak w ogóle można myśleć lub czynić inaczej. Przecież ten…i ten, i ten  człowiek nie ma znikąd pomocy , a Pan Bóg dał go nam w opiekę……

         Siostra Eleonora wprost przymuszała inne Siostry do pomocy przy Ubogich, do zajęcia się nimi. Zawsze mówiła, że w domu coś się znajdzie, by wspomóc innych. Sama dla siebie  nie była wymagająca, ale  Ubodzy zawsze byli na pierwszym planie….. .

         Dotarła do nas praca klasowa  jakiejś dziewczynki z Sochaczewa, z roku 1995,  gdzie Siostra Eleonora pracowała  przez 8 lat. Praca nosi tytuł – „Człowiek, którego podziwiam.  Dlaczego?  Opis z elementami charakterystyki”

       Osoba, którą podziwiam, długo pracowała w naszej Szkole. Jest ona niska, ma siwe włosy. Nigdy się nie smuci i jest radosna i miła. Ta osoba ma dużo energii. Podziwiam Ją za to, że jest całkowicie oddana Bogu i Maryi. Potrafi kochać nawet swoich nieprzyjaciół. Tę osobę zna cała Szkoła i wspomina Ją ze łzami w oczach. Gdy odwiedza Sochaczew, dzieci wtedy otaczają Ją ze wszystkich stron. Ona jest jak dobra wróżka, która rozsiewa miłość i pokój.

Tę osobę powinien znać cały świat, z Jej dobroci, oddania i radości. Jest ona Siostrą Zakonną, potrafi pocieszyć. Piszę o tej osobie, ponieważ dla mnie jest Ona przykładem. Bardzo chciałabym być taka jak Siostra Eleonora i wiem, że przy pomocy innych uda mi się zostać taką dobrą  i miłą, i radosną Siostrą – taką jaką  właśnie jest Siostra Eleonora. Ma Ona bardzo dobry charakter i jest lubiana i kochana przez wszystkich. Ja Ją też  kocham. Jest dla mnie największym przykładem.

   Wydaje się, że gdyby przeprowadzić wywiady z ludźmi z Łukowa  czy Sochaczewa, gdzie Siostra Eleonora najdłużej  katechizowała i zajmowała się potrzebami rodzin dzieci, to takich świadectw  byłyby setki. Dobro jest zaraźliwe. Dobro rodzi dobro.

  Siostra Eleonora – druga z prawej

Siostra Eleonora sama wiele cierpiała.  Nie miała silnego zdrowia, ale gdy chodziło o pomoc bliźniemu,  nie pamiętała już o swojej słabości.

Była  wierna w przyjaźni.  Miała  wielu przyjaciół w Zgromadzeniu  i poza nim, w wielu grupach społecznych.

          Po wyjeździe z Sochaczewa,  po zakończeniu pracy w Szkole, służyła  jeszcze swoim wielkim doświadczeniem w Częstochowie  w Domu Rekolekcyjnym, we Łbiskach i  na Kamionku w Bursie dla Studentek.

Tam bardzo poważnie zachorowała. Była tak spokojna w chorobie. Gdy czuła się słabsza, przyjechała na  Infirmerię  do Domu Prowincjalnego. Zdawała sobie sprawę, że zaczyna się już kończyć Jej piękne pielgrzymowanie do Pana. Przy odwiedzinach pytała o zdrowie, o Ubogich, mówiła zwyczajnie – do zobaczenia.  Czasem dodawała –  do zobaczenia w Niebie.

           Siostra Eleonora zmarła 7 września  2001 r. w Warszawie. Rodzina pragnęła, by była pochowana w rodzinnych Kraszewicach,  w grobie rodziców.

Wzruszający był ten pogrzeb. W pięknej starej farze… Czcigodny ksiądz proboszcz,  znający i  ceniący rodzinę Ciomków, znający też osobiście naszą  Siostrę Eleonorę,   sprawował Eucharystię  pogrzebową bardzo podniośle. Po Mszy Świętej utworzyła się długa  kolejka do zakrystii:  rodzina, znajomi, koleżanki  Zmarłej,  przyjaciele, wszyscy kolejno  prosili o Msze Święte za  świętej pamięci   Siostrę Eleonorę. Taki tam jest piękny  zwyczaj parafialny.

 Idziemy w orszaku pogrzebowym na stary  zabytkowy cmentarz… Jeszcze pożegnania, spotkania wśród najbliższych…Przeżywaliśmy prawdziwie Uroczystość Pogrzebową, którą nam Siostra Eleonora podarowała.

        Kochana Siostro Eleonoro - zapracowana i zatroskana o tyle spraw, o tylu Ubogich. Rozraduj się w sercu przed swoim Umiłowanym Chrystusem. A Pięknej Panience z Krużlowej, którą nawiedzałaś i której figurkę  miałaś  w swojej izdebce,   przekaż i od nas serdeczną  modlitwę. 

W lipcu 2015 roku Pan Stanisław, brat Siostry Eleonory, przysłał nam miłą wiadomość o upamiętnieniu Siostry Eleonory wspomnieniem - tablicą  pamiątkową - umieszczoną  i poświęconą na murze świątyni parafialnej w Kraszewicach. 

S. Jadwiga Kisielewska S. M.

 Uwaga od autora bloga: ks Franciszek Strugała zmarl śmiercią meczeńską w Dachau



 Okładka i strona wstępu publikacji 
"Znane nieznane"


Zdjecie z tablicy na kosciele w Kraszewicach

Z informacjami o s. Eleonorze Ciomek spotkałem sie dwukrotnie opracowując biogram Sługi Bożego ks. Franciszka Strugały (w 2024 będzie 120 rocznica jego urodzin). Pierwszy raz w opracowaniu p. Stanisława Jeziornego, który wspomina że jedna z ulic w Kraszewicach zostala nazwana imieniem kapłana właśnie na prośbę s. Eleonory. Drugi raz w książce ks. Jana Związka, Błogosławieni i Słudzy Boży w Archidiecezji Częstochowskiej wydanej w Częstochowie w 1999 roku. Autor podaje że w aktach procesu beatyfikacyjnego w Częstochowie znajduje się list s. Eleonory Ciomek napisany do Vicepostulatora z dnia 11 lutego 1994 z Gdyni. Autor pisze:

Kilka lat prowadzenia procesu okazało się zbyt krótkim terminem. Świadczy o tym pismo nadesłane już po zakończeniu procesu beatyfikacyjnego w Polsce i przesłaniu dokumentacji do instytucji papieskich w Rzymie w sprawie Sługi Bożego ks. Franciszka Strugały. Pochodząca z parafii Kraszewice, w której ks. Strugała był proboszczem, siostra Eleonora Ciomek nadesłała informacje, iż „ w 1949 r. przyjechał do naszej parafii w Kraszewicach ks. Biskup z Włocławka ( prawdopodobnie biskup pomocniczy Franciszek Koroszyński  1946-62, także więzień obozu koncentracyjnego w Dachau ) Przybył do parafii bardzo prywatnie , bo to inna diecezja, tak by również zapowiedziany. Ksiądz Biskup podczas sumy wygłosił kazanie i wyjaśnił że musiał tu przybyć, aby wypełnić testament ks. Proboszcza jaki mu przekazał w obozie sp. Ks. Franciszek Strugała.  Cytuje pewnie prawie dosłownie: powiedz moim parafianom , że moje cierpienia i śmierć ofiarowałem za moja parafie, za wszystkich moich parafian, ze modliłem się za nich”

Eleonora Ciomek urodziła się 3 lutego 1931 w Kraszewicach jako córka Franciszka i Heleny z Walczaków. Przez 50 lat posługiwała w Zgromadzeniu sióstr Miłosierdzia Bożego św. Wincentego a Paulo. Była długoletnia dyrektorką Zakładu Wychowawczego „Caritas" w Łbiskach. Pelnila funkcję katechetki i opiekunki osob wielodzietnych w Łukowie i Sochaczewie. W czasie stanu wojennego opiekowała sie osobami internowanymi.

 Jak pisała na swej stronie Miejska Biblioteka Publiczna w Sochaczewie: 

Szarytki. Przez całe lata posługiwały w Sochaczewie. Spotykaliśmy je na ulicach, w kościele, na lekcjach religii, w szpitalu. Zawsze ciche, pomocne, oddane swojemu powołaniu i ludziom. Sylwetki niektórych z nich poznajemy za pośrednictwem książki "Znane nieznane" wydanej przez Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia. Wśród biogramów 30 zmarłych już sióstr znajdujemy w książce kilka związanych z Sochaczewem. Część tylko przelotnie, ale dwa życiorysy splotły się z naszym miastem na wiele lat. To siostra Maria Fułek i s. Eleonora Ciomek. Starsi mieszkańcy miasta do dziś pamiętają ich obecność zaznaczoną bezinteresowną pomocą i szlachetną postawą. 

 Zmarła 7 września 2001 w Warszawie. wieku 70 lat.



Żródło grafiki nagrobka i tablicy: Eleonora Ciomek 1931–2001 – Nasi krewni (wojciechgracz.pl)

O siostrach szarytkach pisano także w grudniowym wydaniu „Ziemi Sochaczewskiej” (dwutygodnika samorządowego). W artykule na str. 17 wspomniana jest z imienia i nazwiska s. Eleonora Ciomek.

Żródło: https://ziemiasochaczewska.sochaczew.pl/files/media/archiwalne-wydania/2018/Ziemia_nr_26_2018.pdf

28 września 2023

Adamusowie z Kraszewic ofiarami niemieckiego mordu w Lesie Pileckim (1943)


Okupacja niemiecka 1939-45 przyniosła dużej liczbie mieszkańców naszego regionu utratę domu i wywózkę do niewolniczej pracy. Byli tacy którzy ponieśli największą ofiarę: zycia jak zamęczeni w Dachau księża. Wiele jednak takich przykładów nie jest powszechnie znanych. Minęła (15 lipca) 80. rocznica miemieckiego mordu w Lesie Pileckim. Ofiarami była m.in. rodzina Adamusów pochodząca z Kraszewic.

W ogłoszeniu Szefa Policji Bezpieczeństwa i SD na „Bezirk Bialystok” (okręg białostocki) datowanym na 15 lipca 1943 roku napisano m.in.: …we wszystkich miastach powiatowych aresztowano i rozstrzelano po 19 osób ze środowiska lekarzy, adwokatów, urzędników miejskich i nauczycielstwa wraz z ich rodzinami, ponieważ byli oni stronnikami, bądź też uczestnikami polskiego ruchu stawiania oporu. Mienie rozstrzelanych skonfiskowano. 

Wśród ofiar byli:

- Franciszek Adamus syn Antoniego, lat 51, urodzony ok.1892 w Kraszewicach (województwo wielkopolskie). Urzędnik, w 1923 roku był sekretarzem Sejmiku Powiatowego, następnie sekretarzem Gminy Bielsk Podlaski. Mieszkał z rodziną przy ul. Krynicznej, a potem przy ul. Białostockiej;

- Janina Adamus z domu Sobczak, córka Marcina, lat 50, urodzona ok. 1893 roku w Koźminie (województwo wielkopolskie). żona Franciszka;

- Janina Adamus, córka Franciszka i Janiny, lat 24, urodzona ok. 1918 roku w Kraszewicach. Harcerka, absolwentka Gimnazjum w Bielsku Podlaskim, studentka;

 - Zbigniew Adamus, syn Franciszka i Janiny, lat 23, urodzony ok. 1919 r. w Kraszewicach. Harcerz, absolwent Gimnazjum w Bielsku Podlaskim, student.


Uchwałą Nr XXXVIII/196/09 Rady Miasta Bielsk Podlaski z 28 kwietnia 2009 roku, zamordowanym nadano tytuły Honorowych Obywateli Miasta Bielsk Podlaski.

Żródło: Janusz Porycki, Noty biograficzne osób rozstrzelanych przez Niemców 15 lipca 1943 roku w Lesie Pilickim, Bielsk Podlaski

Żródło grafiki: Bielszczanie upamiętnili ofiary hitlerowskiego mordu w Lesie Pilickim [ZDJĘCIA, WIDEO] | Bielsk Podlaski Nasze Miasto

Autor Janusz Porycki liczy na pomoc w uzupełnieniu informacji o nich i prosi o udostępnienie zdjęć


28 lipca 2023

Żydzi w okolicach Kraszewic na przestrzeni wieków

Kolejne przekrojowe opracowanie p. Stanisława Jeziornego, którego lekture polecam osobom zainteresowanym historią naszego regionu.



Pierwsi mieszkańcy narodowości żydowskiej pojawili się w naszych okolicach (starostwo grabowskie) już w XVIII wieku. W 1773 roku istniała w Grabowie gmina żydowska. Stary (poprzedni) budynek bożnicy (synagogi) znajdował się tuż pod miastem z lewej strony Prosny. W 1820 roku Żydzi zakupili budynek wraz z placem od Magdaleny Tarnowskiej przy ulicy Kępińskiej, gdzie przeniesiono bożnicę. Obok była kąpielnia dla kobiet. W 1857 roku sprzedano synagogę Samuelowi Spaterowi (też Żyd) gdzie wybudowano nową bożnicę. W 1817 roku zakupiono grunt pod cmentarz, który przetrwał aż do II wojny światowej. W 1879 roku starostwo grabowskie (wszystkie klucze) zakupił Żyd –Jakub Engelmann.
Engelmann wybudował nową kąpielnię na ul. Targowisko w Grabowie (późniejszy tzw. Zielony Rynek)
Otworzył szkołę dla dzieci żydowskich na tymże targowisku. Zamieszkał tam również rzezak i ludzie obsługujący bożnicę.
Do 1815 roku sprawy USC prowadziły parafie katolickie . Po Kongresie Wiedeńskim Grabów powrócił do Prus, a sprawy rejestracji urodzeń, małżeństw i zgonów dla Żydów były oddzielone od parafialnych. W zaborze rosyjskim – czyli u nas – rejestracje żydowskie USC prowadzili nadal księża katoliccy, aż do początku lat 20 – tych XIX wieku. Zaznaczyć trzeba, że rejestracje USC wprowadzono na naszym terenie (z obu stron Prosny) na podstawie Kodeksu Napoleona w 1808 roku.
Według spisu mieszkańców parafii Kraszewice obejmujący teren obecnych parafii Kraszewice i Czajków sporządzony przez księdza Antoniego Wrońskiego za lata 1790 i 1791, ludzi narodowości żydowskiej było tylko kilku.
W Salamonach była karczma należąca do starosty grabowskiego którą prowadził starozakonny z rodziną. Był nim Mosiek Arendarz lat 40, jego żona Estera lat 30, syn Abram i córka Chaję.
Druga karczma również należąca do starosty grabowskiego była w Kuźnicy Grabowskiej prowadzona też przez Żyda Herzlika lat 30, jego żonę Fromiett oraz syna Maniela.
Jak już wspomniano do początku lat 20-tych XIX wieku urodzenia i inne zdarzenia starozakonnych
(Żydów) w parafiach z prawej strony Prosny rejestrowane były przez księży katolickich.
Pozwoliłem sobie wynotować tylko kilka zdarzeń z tychże lat. W 1818 roku w parafii Kraszewice zarejestrowano urodzenie Getty Lewek w Salamonach córki Jakuba Lewka gorzelanego w Salamonach. W 1822 roku urodziła się w Kraszewicach Frydella Lewek córka Janicha Lewka oraz matki Petroneli z Jakubów.
W Archiwum Państwowym w Łodzi odnotowano, że 23.04.1912 roku Tomasz Psikus z Kraszewic daje w dzierżawę pomieszczenia mieszkalne Żydowi Szmulowi Zajt, oraz drugie mieszkanie Szlama Szpiker.
Koniec XIX wieku i początek XX- tego to istna „nawała” Żydów, którzy przybyli do zachodnich guberni Cesarstwa Rosyjskiego. W guberniach centralnych Rosji nastąpił pogrom Żydów którzy zagrażali gospodarce rosyjskiej. W naszych okolicach najwięcej Żydów osiedliło się w miastach, miasteczkach i w większych wsiach. Żydzi zajmowali się przede wszystkim handlem,( prowadząc różnego rodzaju sklepy), drobnym rzemiosłem, a nawet sprzedażą hurtową. Jeżeli chodzi o usługi rzemieślnicze to byli to przeważnie krawcy, szewcy, rzeźnicy piekarze , kowale i inne drobne rzemiosło.
Bogaci Żydzi w dużych miastach zajmowali się też jubilerstwem.
W okresie międzywojennym (w 1934 roku) na terenie gminy Ostrów Kaliski – jej południowej części, na przykład w Giżycach sklep prowadził Laib Zalz , w Nieszkodnej w skład której wchodziły Jaźwiny sklep prowadził Wołek Lipszyc, w Racławicach – Szmul Rozen i Majer Lipszyc. Późniejszy sklep pana Olka też był żydowski.
Pod koniec lat 30- tych dwudziestolecia międzywojennego w samych Kraszewicach mieszkało
kilkanaście rodzin żydowskich – łącznie około 100 osób, natomiast w gminie Kuźnica Grabowska z siedzibą w Czajkowie około 40 osób.
W Kraszewicach dużo Żydów mieszkało w centrum wsi –najwięcej przy obecnej ulicy ks. Strugały.
Część zachodniej strony obecnej ulicy Wieruszowskiej należała do dwóch rodzin żydowskich- Icka i Abrama Wygodzkich . Byli właścicielami gruntów oraz budynków od Strugi Kraszewickiej do posesji pana Saganowskiego. Po wojnie grunty te przejął skarb państwa. Przejęte grunty przekazane zostały w części Gminnej Spółdzielni która urządziła tam skup żywca oraz stolarnię. Na gruntach przy strudze zlokalizowano Międzykółkową Bazę Maszynową. W pożydowskich budynkach mieszkalnych zamieszkali – Łangowski- przedwojenny policjant polski , a czasie wojny fukcjonariusz niemiecki. Później zamieszkała tam jego siostrzenica z rodziną. W innym pożydowskim budynku zamieszkała po wojnie rodzina Bartczaka Andrzeja. Pozostając przy obecnej ulicy Wieruszowskiej to posesja która obecnie jest własnością Edwarda Przybyła do lat 20-tych XX wieku należała do Żyda Korzelskiego.
Korzelski miał tam urządzoną małą piekarnię. Od Korzelskiego całą posiadłość zakupił pan Zabiegała Marcin – właściciel młyna w Kraszewicach. Prowadzenie zakupionej piekarni powierzył synowi Józefowi. Piekarzami w powyższej piekarni byli pan Pustkowski Józef i Gracz Józef. Prowadzenie młyna w tym czasie Marcin Zabiegała powierzył drugiemu synowi Zygmuntowi. Kierowanie młynem nie wychodziło dobrze panu Zygmuntowi Zabiegale i dlatego przejął piekarnię po bracie Józefie.
Józef Zabiegała przez krótki czas prowadził sklep w domu pana Idzikowskiego. Sklep ten jednak sprzedał panu Konopie Antoniemu jeszcze przed wojną. W końcu prowadzącym młyn został pan Józef Zabiegała którego wysiedlili Niemcy z całą rodziną w 1940 roku.
Analizując obecną ulicę ks. Strugały to stwierdzić należy, że przed II wojną światową w większości zamieszkała była przez Żydów. Począwszy od skrzyżowania z ulicą Wieruszowską w domu pani Gołdynowej (obecnie część posesji p. Załęskich) mieszkał Żyd Rotholz Henoch który prowadził sklep.
Dalej w domu należącym do p. Załęskich mieszkał Żyd Laib Zalz, a pana Puchały Franciszka Icek Goldman – krawiec. (Wg innych danych był tam Żyd Szmulewicz). W domu pana Dzięcielskiego (po wojnie - Golanowskiego) mieszkał Mołka. Tuż obok, w tym samym domu u pana Sobczyńskiego Żydówka Rucha. Plac i dom w którym obecnie mieszka Koprowski Marian należał do Żyda Wołka.
Wołek prowadził rzeźnictwo, sklep mięsny, a jednocześnie był rzezakiem. Trzeba poinformować, że Żydzi szczególnie ortodoksyjni nie jedli mięsa wieprzowego (podobnie jak muzułmanie). Mięso takie uważali za niekoszerne (nieczyste). Jedli wołowinę, cielęcinę, baraninę, mięso drobiowe i inne nie wieprzowe. Niektórzy z nich nawet wołowinę dzielili na przodki i pośladki półtuszy. Wybierali tylko przodki jako „pewnik”, że nie jest zabrudzone i jest koszerne. Dużą wagę przywiązywali do rytuału uśmiercania zwierząt. Sztuka ta polegała na tym, że ostrym nożem trzeba było szybko tak poderżnąć gardło, aby na nożu nie pozostała krew. Tymi czynnościami zajmował się „rzezak” – wyspecjalizowany w rytuale zabijania zwierząt. Obowiązkiem każdego Żyda który chciał jeść mięso było zgłaszanie uboju do rzezaka. Przynoszono więc drób i inne małe zwierzęta, a do większych zwierząt rzezak dojeżdżał sam. Obok Wołka dom w którym obecnie mieszka Robert Kuświk należał do Żyda Eliasza. W jego posesji (dom dzisiaj gospodarczy) znajdowała się bożnica (synagoga) do której przychodzili modlić się pobożni Żydzi. Krótko przed wojną dom ten zakupił pan Józef Karbowski w Podrenty który z kolei po wojnie sprzedał całą posesję panu Kuświkowi Ryszardowi. Dom po Wołku po wojnie zasiedliła rodzina Koprowskich, która w zamian oddała gminie Kraszewice 0,18 ha swoich gruntów. Obecnie znajduje się tam plac zabaw dla dzieci szkolnych. Tuż obok znajdował się dom Karkoszki w którym mieszkał Żyd Bułka. U pana Brzęckiego (długi dom od wjazdu do ulicy ciasnej do domu pana Malinowskiego)
mieszkał i prowadził sklep Susseks – również rzeźnik . Prowadził też sklep ze sprzedażą skór.
Przy obecnej ulicy Wieluńskiej w domu obok posesji pana Idzikowskiego mieszkał i prowadził sklep Lipszyc Majer. Lipszyc wybudował dom na gruncie pana Plewińskiego. Tak się wtedy budowało. Po wojnie kiedy już pan Lipszyc nie wrócił, dom po nim zakupił pan Plewiński mając pierwszeństwo wykupu gdyż dom był na jego gruncie. W domu pana Jangasa Konstantego ( gdzie później mieszkał Miechowski) była karczma którą do II wojny światowej prowadził Żyd Jerzy Zommer. Karczma pamiętała czasy carskie. Nie ustalono jeszcze gdzie mieszkali i prowadzili działalność Wolf Leser prowadzący sklep ze skórami, zegarmistrz Jung, czy Herszel. Pojedyńcze rodziny żydowskie mieszkały również na Jajakach, w Smolarni, na Piaskach oraz w innych wsiach.
W Kuźnicy Grabowskiej żydowskie sklepy mieli Gecer Glezer i Berek.
Opisywani Żydzi w Kraszewicach i okolicy nie należeli do bogatych. Bogaci Żydzi w naszych stronach to dziedzice lub funkcyjni dworu w Kuźnicy Grabowskiej. Jeszcze przed zakupem dóbr byłego starostwa grabowskiego 1879 roku przez Jakuba Engelmanna , w roku 1815 huty w Kuźnicy Grabowskiej i w Czajkowie wydzierżawił Żyd Joachim Kempler. Wspomniany Jakub Engelmann jako właściciel dóbr w Kuźnicy Grabowskiej proponował między innymi przekazanie swoich gruntów pod budowę nowego kościoła w Kuźnicy Grabowskiej w 1882 roku. Engelmann sprzedał również folwark Podgrabów (byłą siedzibę starostwa) panu Idziemu Dubielowi, a w Kraszewicach sprzedał panu Szymonowi Idzikowskiemu folwark po byłym wójtostwie. Folwark w Kraszewicach dzielił się na folwark leśny, folwark karczemny i folwark młyński. W wyniku dalszych sprzedaży przy Idzikowskim pozostał tylko folwark leśny. Folwark młyński zakupił pan Gołdyn Franciszek z Klonu, natomiast folwark karczemny – Jangas Konstanty z okolic Złoczewa. W następnych latach (1889) roku pan Gołdyn sprzedał folwark młyński panu Zabiegale Marcinowi, pozostawiając sobie budynek przy szosie. Panu Zabiegale odsprzedał również drogę dojazdową do młyna która istnieje do dziś pomiędzy domem p. Gołdyn, a starą piekarnią.
Jeżeli chodzi o następstwa właścicieli majątku w Kuźnicy Grabowskiej to wg publikacji pana Jerzego Krzywaźni wyglądały następująco:
1879 rok – Żyd Jakub Engelmann zakupił całe byłe starostwo grabowskie, w tym również majątek w Kuźnicy Grabowskiej. O powyższym kontrakcie wspomina także Stanisław Karwowski – autor książki
„Grabów, w dawnej ziemi wieluńskiej”.
Od końca XIX wieku zmieniali się właściciele i zarządcy majątku w Kuźnicy. W końcu XIX wieku majątek w Kuźnicy zakupił Żyd Rodokonaki z Moskwy, który powierzył administrację Żydowi Witorowi. Na miejscu zawiadowcą majątku był polski Żyd Jarociński.
Na przełomie XIX i XX wieku majątek zakupił hrabia Ostrowski, który na początku XX wieku sprzedał majątek Żydowi Glickmannowi. Glickmann w okresie zimowym mieszkał w Wieluniu, natomiast latem przebywał w dworze w Kuźnicy wspólnie ze swoim zarządcą. W 1914 roku majątek w Kuźnicy nabył Karol Oxner – również Żyd. Karol Oxner zmarł w 1935 roku. Pochowany został na cmentarzu żydowskim w Grabowie. Karawan pogrzebowy ciągnięty był przez 6 koni. W pogrzebie uczestniczyło bardzo dużo ludzi – szczególnie z Kuźnicy. Każdy uczestnik pogrzebu otrzymał prawdopodobnie 50 groszy. Za karawanem szły płaczki. Opis ten mam od mojego dziadka – właściciela posesji obok której szedł kondukt pogrzebowy. Jeszcze nie było szosy i dlatego za karawanem unosił się tuman kurzu.
Następcą Karola Oxnera został jego syn Seweryn Oxner.
Karol Oxner miał trzech synów – Leona, Mieczysława i Seweryna, oraz córkę Irenę która wyszła za Mariana Falskiego. Na temat Mariana Falskiego zostało dostatecznie dużo napisane i dlatego pominę ten temat.
Nas interesują najbardziej czasy kiedy w Kraszewicach i okolicy żyli obok siebie Polacy i Żydzi. Jak już wspomniałem większość handlu prowadzili Żydzi. Było też kilka sklepów których właścicielami byli Polacy. Sklep prowadził pan Brzęcki, Nowojewski Władysław, Jangas Konstanty, Maj Franciszek i inni.
Pan Brzęcki prowadził również rzeźnictwo. Pan Zabiegała miał piekarnię, którą później prowadził Gracz Józef. Rzeźnictwo prowadził również Rybczyński Bronisław w Kuźnicy Grabowskiej. W konkurencji handlowej zdecydowaną przewagę miały sklepy żydowskie. Towary były trochę tańsze, a poza tym Żydzi często sprzedawali na kredyt – prowadzili tzw. lichwę. Mieli również lepsze zaopatrzenie sklepów gdyż główny hurtownik w Kaliszu – Chaim Perle, był również Żydem. Pierwszeństwo w nabywaniu towarów mieli zawsze Żydzi.
W Kraszewicach nie wszyscy Żydzi mieli własne nieruchomości . Jeżeli posiadali – to przede wszystkim budynki. W mniejszym stopniu posiadali ziemię. Grunty na tzw „Fajfarówce” posiadali Icek i Abram Wygodzcy. Oni też mając plac skupowali gęsi, tuczyli je i odstawiali na stację kolejową do Grabowa. Do Grabowa gęsi pędzone były całym stadem.
(Opiszę prawdziwe zdarzenie o którym opowiadał mi dziadek- Michał Jeziorny. Otóż Żyd Abram Wygodzki z pomocnikami przegnał stado gęsi na stację do Grabowa. Wracając, wstąpił do dziadka i poprosił go, aby mu przechować pieniądze za sprzedane gęsi. Dziadek pieniądze przechował, a Abram idąc do domu został napadnięty przy moście na Strudze Kraszewickiej. Podobno rozebrali go do naga, ale pieniędzy nie znaleźli. Na drugi dzień Wygodzki odebrał swoje pieniądze od dziadka).
W posesji Eliasza tuż za budynkiem mieszkalnym znajdował się drugi budynek w którym była bożnica.
W każdą sobotę Żydzi świętowali uczestnicząc w ceremoniach sakralnych. Zrozumiałym jest że w każdą sobotę sklepy żydowskie były nieczynne. Obrzędy w bożnicy prowadzili wyznaczeni do tego ludzie , w tym również podrabin. Osoby zmarłe do pochówku przygotowywali także wyznaczeni do tych celów Żydzi. Tę ceremonię wykonywali Żydzi spoza Kraszewic. Pochówek (pogrzeby) odbywały się na cmentarzu żydowskim w Grabowie.
Z obserwacji niektórych mieszkańców Kraszewic można wnioskować, że nie wszyscy Żydzi skrupulatnie przestrzegali praw swojej religii. Wielu nie zanosiło zwierząt do rzezaka, kilku też nie uczestniczyło systematycznie w obowiązkowych nabożeństwach. Zamieszkali w Kraszewicach i okolicy Żydzi nie należeli do ludzi bogatych. Wyjątkiem byli dziedzice z Kuźnicy Grabowskiej.
Miejscowi Żydzi utargowany majątek gromadzili w złocie. Nie były to wielkie ilości tego złota. Po prostu nie opłacało się lokować pieniędzy w nieruchomości, gdyż w odległych od dużych ośrodków miejskich – Kraszewicach było to nie opłacalne. Ponadto nie byli rolnikami i nie umieli uprawiać ziemi.
Bardzo charakterystyczne dla Kraszewic w okresie międzywojennym były duże jarmarki które odbywały się jeden raz w miesiącu we wtorki po 14-tym dniu miesiąca. Na jarmarki przyjeżdżali różni handlarze – najczęściej Żydzi w okolicznych miast. Początkowo jarmarki odbywały się na placu przy kościele na co „krzywo” patrzył miejscowy proboszcz i władze gminne. Gmina zakupiła więc plac od pana Sobczyńskiego (za obecnym domem towarowym) i tam przeniesiono jarmarki. Przejściowo stragany rozkładano również na placu szkolnym – tu gdzie jest teraz Gimnazjum.
Pod koniec lat trzydziestych XX wieku wielu Polaków sprzeciwiało się handlującym Żydom. Wywracano im kramy, a często używano przemocy fizycznej. Słynne były prześladowania Żydów przez członków Narodowej Demokracji. Wydaje się, że i kościół katolicki niezbyt przyjaźnie patrzył na obywateli narodowości żydowskiej. Była ogólna niechęć do Żydów ze strony Polaków. Niechęć wynikała nie tyle z przekonań religijnych ile ogólnej zawiści do innych. Żydzi bowiem mało pracowali fizycznie, a często żyli lepiej od spracowanych miejscowych chłopów. Dla chłopa nawet w wolnej Polsce niewiele się zmieniło. Byli stworzeni tylko do ciężkiej pracy na roli.
Tak było do wybuchu II wojny światowej. Jak było dalej? Wszyscy wiemy, że 01.09.1939 roku napaścią Niemiec na Polskę rozpoczęła się II wojna światowa. W czasie tej wojny nastąpiła eksterminacja Żydów.
A oto jak opisuje „Żydowski Obóz Pracy (Getto Żydowskie)” w Kraszewicach długoletni kierownik szkoły w Kraszewicach – Leon Nalepa.
W roku 1979 (z okazji 35-lecia PRL) ukazała się praca zbiorowa p.t. „Zbrodnie hitlerowskie na terenie Ziemi Kaliskiej”, którą przeczytałem z dużym zainteresowaniem i stwierdziłem , że brakuje tam choćby wzmianki o getcie żydowskim w Kraszewicach. Widocznie autorzy nie słyszeli o nim.
Ponieważ byłem naocznym świadkiem tej zbrodniczej działalności hitlerowskiej, przeto czuję zobowiązanie do odtworzenia tego faktu, co niniejszym czynię.
Wieś Kraszewice położona jest nad rzeką Łużycą oraz Strugą Kraszewicką. Ciągnie się na przestrzeni
4 km, od Kuźnicy Grabowskiej do Mącznik i Ostrowa Kaliskiego. Składa się z 7 części. Podkuźnica, Piaski, Jajaki, Podrenta, Podlas, Podborowie i Kraszewice Poduchowne. Pod koniec okresu międzywojennego w Kraszewicach żyło ponad 2000 mieszkańców. Wśród tej liczby było 17 rodzin żydowskich (około 100 osób), które ulokowały się w Kraszewicach Poduchownych. Mieli swojego podrabina, który spełniał ich duchowne potrzeby.
Przypuszczać należy, że osiedlili się oni tutaj ze względu na to, że Kraszewice położone były z dala od miast. Co miesiąc odbywały się duże jarmarki. Przyjeżdżali na nie kupcy z Wieruszowa, Lututowa, Błaszek i Grabowa. Wśród przyjezdnych kupców przeważali Żydzi. Głównym zajęciem rodzin żydowskich w Kraszewicach był handel i drobne rzemiosło. Niektórzy mieli własne działki ziemi, które dość starannie uprawiali; założyli 3 sklepy spożywcze, jeden bławatny oraz skórzany. Ogólnie biorąc była to biedota.
Do szkoły miejscowej co rocznie uczęszczało 10 – 15 dzieci żydowskich. Z dziećmi tymi jako kierownik szkoły, miałem pewne kłopoty, gdyż dzieci narodowości polskiej prześladowały je, a tym samym niech chciały się z nimi bawić, skutkiem czego czuły się obco, bo były traktowane jak intruzi. Wobec czego wraz z gronem nauczycielskim postarałem się o to, aby znieść wśród dzieci tę różnicę. Dziewczynki lepiej umiały się zasymilować niż chłopcy. Z czasem nie prześladowano już „parchów” ( bo tak je nazywano) i razem zgodnie bawiono się w czasie przerw. Rodzice dawniej prześladowanych dzieci widocznie cenili nasze wysiłki wychowawcze, gdyż do nauczycieli odnosili się bardzo uprzejmie i życzliwie.
Przed rozpoczęciem II wojny światowej można było zauważyć , że Żydzi nerwowo i niespokojnie szwargotali między sobą. Widocznie słyszeli już o tym, jak Hitler prześladuje ich w swoim kraju.
Z chwilą wybuchu wojny szybko zlikwidowali swoje sklepy, oddając na przechowanie posiadane mienie zaufanym, polskim sąsiadom. Po opanowaniu przez hitlerowców całej Polski dla Żydów również kraszewickich rozpoczęła się gehenna. Najpierw otrzymali zarządzenie , aby wszyscy mężni zgłosili się z odpowiednimi narzędziami do pracy. Nie wolno im było przychodzić w długich chałatach ani czarnych jarmułkach. Na głowach musieli mieć tylko czarne kapelusze, a ponieważ takich w domu nie posiadali, więc biegli po całej wsi i takowe wykupywali, często po wysokich cenach. Po paru dniach otrzymali nakaz zakładania do tych czarnych kapeluszy białe, gęsie pióra. Gdy żandarmi przyjechali sprawdzić czy wszyscy są odpowiednio ubrani, zaczęli głośno rechotać na widok cudacznych robotników.
Żydzi chociaż rzadko kiedy fizycznie pracowali, teraz wykazywali duże zdolności. Przede wszystkim naprawiali drogi, zakładali przy ulicach krawężniki itd. Do tych prac mieli oddany do dyspozycji wóz konny (oczywiście bez koni). Na wozie siedział dozorca z batem w ręku i przynaglał ciągnących i popychających ze wszystkich stron pojazd. Żony tych niewolników musiały czynić różne posługi w urzędach i domach niemieckich, niezależnie od tego ubiegały się o pożywienie dla siebie, swoich dzieci i ciężko pracujących mężów.
Po kilku tygodniach żandarmi zabrali Żydom z ich mieszkań pościel i wszystkie wartościowe przedmioty. Zorganizowano „getto”. Zrobiono to w bardzo dużej plebanii, z której z której proboszcz już był wywieziony do Dachau, a kościół ( największy w całej okolicy ) zamknięty. W najobszerniejszych pokojach plebanii z desek przybitych na sztorc do podłogi zrobiono przegrody , w które nałożono słomy do spania. W tak urządzonych koszarach ulokowano wszystkich Żydów. Wyznaczono kierownika (coś w rodzaju sołtysa), który był odpowiedzialny za ład i porządek, a przede wszystkim za stan ilościowy powierzonych mu ludzi.
Mieszkańcy wsi przychodzili nieszczęśliwym z pomocą przez dostarczenie żywności. Żydzi mieli pieniądze i płacili, ale byli tacy ludzie , którzy udzielali chleba bezpłatnie.
Pewnego dnia zajechało przed plebanię parę ciężarowych , krytych samochodów, w których znajdowali się Żydzi – prawdopodobnie z Działoszyna i Lututowa. Wszystkich wpędzono na plebanię i połączono z miejscowymi Żydami. Następnie polecono zostawić na miejscu swoje paczki i ustawić się w szeregu na dworze.
Aby móc wszystko lepiej obserwować, wszedłem na strych budynku szkolnego, skąd przez okno z odległości 50 m. widziałem dokładnie cały przebieg tej okropnej operacji.
Kiedy już wszyscy byli ustawieni, otwarły się drzwi kościoła i na komendę uzbrojonych żandarmów orszak ruszył w tym kierunku. Na twarzach konwojowanych malowało się przerażenie. Jedna z kobiet zaczęła krzyczeć. Kilka uderzeń nahajem po plecach. Zapanowała cisza. Po twarzach niektórych kobiet płynęły łzy. Weszli do kościoła. Drzwi zamknięto. Pozostawiono przy nich straż. Była godzina wieczorna.
Mimo swej skrupulatności w tej nieludzkiej operacji żandarmi nie zauważyli, że oprócz wielkich drzwi kościelnych i jednych bocznych, przy których postawili straż, były jeszcze do zakrystii. Drzwi te były zamknięte od wewnątrz dużym hakiem.
Kiedy zrobiło się zupełnie ciemno, jeńcy cichaczem otworzyli sobie drzwi z haka i wszyscy młodsi mężczyźni uciekli. Po upływie niespełna godziny wszczął się gwałtowny alarm. Żandarmi z psami i niemieccy osadnicy tzw. „szwarcmerzy” biegali, szukali, świecili na drzewa – nikogo nie znaleźli. Szukali rano na drugi dzień – na próżno.
Hitlerowcy ogłosili, że o ile uciekinierzy nie zgłoszą się w tym samym dniu najpóźniej do godziny dwunastej, wówczas wszyscy ludzie , którzy pozostali w kościele , będą rozstrzelani. Groźba poskutkowała. Wrócili. Widocznie tak nakazywała ich solidarność.
Po południu przed kościół zajechało kilka ciężarówek nakrytych plandekami. Getto w Kraszewicach miało być zlikwidowane. Przed bramą cmentarza kościelnego podjeżdżały samochody. Z kościoła w asyście prężących się żandarmów snuły się zgnębione postacie lidzkie w kierunku wozów, na które trzeba było z trudem wdrapywać się, gdyż klapa tylna nie została opuszczona. Obok stało dwóch drabów z nahajami w rękach: kto nie mógł od razu wejść – spadały na niego okropne ciosy. Gorzej było z kobietami. Przy tej operacji znalazł się również komisarz gminy nazwiskiem Weber, który miał opinię dobrego człowieka. On chwytał kobiety i dzieci za ręce i pomagał im wgramolić się na samochód: w ten sposób oszczędzał ofiarom ciężkich ciosów.
W trakcie kiedy odbywało się ładowanie ludzi do ciężarówek, od strony młyna dwóch żandarmów prowadziło białego od mąki Lipszyca, okładając go nahajami. Żyd ten był zatrudniony u Niemca w młynie. Mniemał widocznie, że skoro pracuje u Niemca, który był jednocześnie sołtysem wsi, - ominie go los rodaków. Pomylił się. Gdy wchodził do wozu, jeszcze spadały mu na plecy razy, od których tumany kurzu unosiły się w powietrzu. Oprawcy zarechotali śmiechem.
Samochody wypełnione bardzo szczelnie ludzkimi istotami odjechały. W parę minut po odejściu transportu na plebanii rozległy się dwa strzały. Wszyscy byli ciekawi, co one miały znaczyć. Okazało się później, że zostały zastrzelone dwie żydowskie dziewczyny, które ukryły się pod sceną w sali widowiskowej. Żandarmi je znaleźli, wyprowadzili na podwórze i natychmiast zabili.
Pan Nalepa w swoim opisie nie podał dat. Otóż obóz na plebanii utworzono wiosną 1942 roku.
Było to zgodne z dyrektywą władz niemieckich z dnia 20.01.1942 roku mówiącą o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”. Wtedy właśnie nasiliła się eksterminacja Żydów w Europie.
Dlaczego „getto” zorganizowano na plebanii?. Otóż 07.10 1941 roku wywieziono naszego proboszcza księdza Franciszka Strugałę do obozu koncentracyjnego, a kościół i plebania w Kraszewicach były przestrzenne. Ciekawostką jest to, że w tym czasie wywieziono ponad 80% księży z tzw. Kraju Warty. W generalnym gubernatorstwie represje wobec księży były znacznie mniejsze, aczkolwiek wielu duchownych straciło życie.
Po wywiezieniu naszego proboszcza kościół splądrowano i właśnie wtedy zdemontowano dzwony.
Dla uzupełnienia dalszych losów „naszych” Żydów trzeba dodać, że wszyscy oni zostali straceni latem 1942 roku w obozie koncentracyjnym w Chemnie nad Nerem (koło Łodzi).
W uzupełnieniu pana Nalepy trzeba dodać, że owe dwie Żydówki które zostały na plebanii po odjeździe transportu zastrzelił nasz rodzimy żandarm Wilhelm Just.
Do czasu skoszarowania na plebanii Żydzi różnie mieszkali. Najczęściej w dotychczasowych mieszkaniach, ale bywało, że mieszkali „kątem” u kogoś. Kobiety usługiwały (pracowały) w rodzinach niemieckich i u zniemczonych Polaków. Mężczyźni pod nadzorem od września 1939 roku do lata 1942 roku (do czasu wywózki ) pracowali pod nadzorem sadystycznych Polaków. Budowali drogi utwardzając je kamieniami oraz rudą darniową. W ten sposób zbudowali drogę w stronę Czajkowa.
W Kuźnicy Grabowskiej wybudowano nowy odcinek drogi na gruncie dziedzica od posesji pana Grobelnego Józefa , do drogi Kuźnica – Jelenie przy kapliczce.
Budulec na drogi dowożony był wozem konnym który ciągnęli Żydzi ubrani w uprzęże. Przy trudniejszych odcinkach budowy inni żydzi pchali wóz z kamieniami lub z rudą. Ciągnąc wóz zmuszani byli do śpiewu. Wg przekazu ludzi starszych tak oto brzmiał fragment śpiewu :Aj! Waj! Przez nas Żydki wojna jest; Jak był Śmigły Rydz, nie nauczył Żydki nic, a jak przyszedł Hitler złoty, nauczył Żydki roboty.
Budowano również mosty i przepusty drogowe. Stałymi furmanami którzy nie szczędzili batów Żydom byli dwaj Polacy – obywatele Kraszewic – pan Józef Sz…ta oraz Antoni Mróz z Podlasu.
Niektórzy Żydzi pracowali u Niemców na przykład Lipszyc w młynie.
Zanim Żydów skoszarowano lub zaraz na początku wojny wielu z nich zawierzyło cały swój majątek (najczęściej złoto ) zaufanym Polakom. Sądzili, że po wojnie oszczędności swoje odzyskają. Stało się jednak inaczej.
Stosunek Polaków do Żydów przed wojną w był na ogół obojętny, ale też w dużej części niechętny. Nawet po wojnie kiedy rozmawiałem z kilkoma Polakami którzy stwierdzili, że ten Hitler jedno co dobrze zrobił – to że zlikwidował Żydów. Przykro mi – ale piszę prawdę.
Niewielu naszych Żydów przeżyło wojnę. W Latach 80-tych XX wieku odwiedził Kraszewice były mieszkaniec Kraszewic obecnie mieszkający w Berlinie pan Zalz.
Pan Zalz sfinansował i zlecił budowę pomnika na cmentarzu w Kraszewicach upamiętniającego ofiary ludzi narodowości żydowskiej – obywateli polskich mieszających kiedyś w Kraszewicach.
Oto napis na pomniku: Tu spoczywają prochy polskich obywateli
Wyznania Mojżeszowego
Pomordowanych przez hitlerowskich ludobójców
W latach 1939 - 1945 Cześć ich pamięci.