Strony

28 lipca 2023

Żydzi w okolicach Kraszewic na przestrzeni wieków

Kolejne przekrojowe opracowanie p. Stanisława Jeziornego, którego lekture polecam osobom zainteresowanym historią naszego regionu.



Pierwsi mieszkańcy narodowości żydowskiej pojawili się w naszych okolicach (starostwo grabowskie) już w XVIII wieku. W 1773 roku istniała w Grabowie gmina żydowska. Stary (poprzedni) budynek bożnicy (synagogi) znajdował się tuż pod miastem z lewej strony Prosny. W 1820 roku Żydzi zakupili budynek wraz z placem od Magdaleny Tarnowskiej przy ulicy Kępińskiej, gdzie przeniesiono bożnicę. Obok była kąpielnia dla kobiet. W 1857 roku sprzedano synagogę Samuelowi Spaterowi (też Żyd) gdzie wybudowano nową bożnicę. W 1817 roku zakupiono grunt pod cmentarz, który przetrwał aż do II wojny światowej. W 1879 roku starostwo grabowskie (wszystkie klucze) zakupił Żyd –Jakub Engelmann.
Engelmann wybudował nową kąpielnię na ul. Targowisko w Grabowie (późniejszy tzw. Zielony Rynek)
Otworzył szkołę dla dzieci żydowskich na tymże targowisku. Zamieszkał tam również rzezak i ludzie obsługujący bożnicę.
Do 1815 roku sprawy USC prowadziły parafie katolickie . Po Kongresie Wiedeńskim Grabów powrócił do Prus, a sprawy rejestracji urodzeń, małżeństw i zgonów dla Żydów były oddzielone od parafialnych. W zaborze rosyjskim – czyli u nas – rejestracje żydowskie USC prowadzili nadal księża katoliccy, aż do początku lat 20 – tych XIX wieku. Zaznaczyć trzeba, że rejestracje USC wprowadzono na naszym terenie (z obu stron Prosny) na podstawie Kodeksu Napoleona w 1808 roku.
Według spisu mieszkańców parafii Kraszewice obejmujący teren obecnych parafii Kraszewice i Czajków sporządzony przez księdza Antoniego Wrońskiego za lata 1790 i 1791, ludzi narodowości żydowskiej było tylko kilku.
W Salamonach była karczma należąca do starosty grabowskiego którą prowadził starozakonny z rodziną. Był nim Mosiek Arendarz lat 40, jego żona Estera lat 30, syn Abram i córka Chaję.
Druga karczma również należąca do starosty grabowskiego była w Kuźnicy Grabowskiej prowadzona też przez Żyda Herzlika lat 30, jego żonę Fromiett oraz syna Maniela.
Jak już wspomniano do początku lat 20-tych XIX wieku urodzenia i inne zdarzenia starozakonnych
(Żydów) w parafiach z prawej strony Prosny rejestrowane były przez księży katolickich.
Pozwoliłem sobie wynotować tylko kilka zdarzeń z tychże lat. W 1818 roku w parafii Kraszewice zarejestrowano urodzenie Getty Lewek w Salamonach córki Jakuba Lewka gorzelanego w Salamonach. W 1822 roku urodziła się w Kraszewicach Frydella Lewek córka Janicha Lewka oraz matki Petroneli z Jakubów.
W Archiwum Państwowym w Łodzi odnotowano, że 23.04.1912 roku Tomasz Psikus z Kraszewic daje w dzierżawę pomieszczenia mieszkalne Żydowi Szmulowi Zajt, oraz drugie mieszkanie Szlama Szpiker.
Koniec XIX wieku i początek XX- tego to istna „nawała” Żydów, którzy przybyli do zachodnich guberni Cesarstwa Rosyjskiego. W guberniach centralnych Rosji nastąpił pogrom Żydów którzy zagrażali gospodarce rosyjskiej. W naszych okolicach najwięcej Żydów osiedliło się w miastach, miasteczkach i w większych wsiach. Żydzi zajmowali się przede wszystkim handlem,( prowadząc różnego rodzaju sklepy), drobnym rzemiosłem, a nawet sprzedażą hurtową. Jeżeli chodzi o usługi rzemieślnicze to byli to przeważnie krawcy, szewcy, rzeźnicy piekarze , kowale i inne drobne rzemiosło.
Bogaci Żydzi w dużych miastach zajmowali się też jubilerstwem.
W okresie międzywojennym (w 1934 roku) na terenie gminy Ostrów Kaliski – jej południowej części, na przykład w Giżycach sklep prowadził Laib Zalz , w Nieszkodnej w skład której wchodziły Jaźwiny sklep prowadził Wołek Lipszyc, w Racławicach – Szmul Rozen i Majer Lipszyc. Późniejszy sklep pana Olka też był żydowski.
Pod koniec lat 30- tych dwudziestolecia międzywojennego w samych Kraszewicach mieszkało
kilkanaście rodzin żydowskich – łącznie około 100 osób, natomiast w gminie Kuźnica Grabowska z siedzibą w Czajkowie około 40 osób.
W Kraszewicach dużo Żydów mieszkało w centrum wsi –najwięcej przy obecnej ulicy ks. Strugały.
Część zachodniej strony obecnej ulicy Wieruszowskiej należała do dwóch rodzin żydowskich- Icka i Abrama Wygodzkich . Byli właścicielami gruntów oraz budynków od Strugi Kraszewickiej do posesji pana Saganowskiego. Po wojnie grunty te przejął skarb państwa. Przejęte grunty przekazane zostały w części Gminnej Spółdzielni która urządziła tam skup żywca oraz stolarnię. Na gruntach przy strudze zlokalizowano Międzykółkową Bazę Maszynową. W pożydowskich budynkach mieszkalnych zamieszkali – Łangowski- przedwojenny policjant polski , a czasie wojny fukcjonariusz niemiecki. Później zamieszkała tam jego siostrzenica z rodziną. W innym pożydowskim budynku zamieszkała po wojnie rodzina Bartczaka Andrzeja. Pozostając przy obecnej ulicy Wieruszowskiej to posesja która obecnie jest własnością Edwarda Przybyła do lat 20-tych XX wieku należała do Żyda Korzelskiego.
Korzelski miał tam urządzoną małą piekarnię. Od Korzelskiego całą posiadłość zakupił pan Zabiegała Marcin – właściciel młyna w Kraszewicach. Prowadzenie zakupionej piekarni powierzył synowi Józefowi. Piekarzami w powyższej piekarni byli pan Pustkowski Józef i Gracz Józef. Prowadzenie młyna w tym czasie Marcin Zabiegała powierzył drugiemu synowi Zygmuntowi. Kierowanie młynem nie wychodziło dobrze panu Zygmuntowi Zabiegale i dlatego przejął piekarnię po bracie Józefie.
Józef Zabiegała przez krótki czas prowadził sklep w domu pana Idzikowskiego. Sklep ten jednak sprzedał panu Konopie Antoniemu jeszcze przed wojną. W końcu prowadzącym młyn został pan Józef Zabiegała którego wysiedlili Niemcy z całą rodziną w 1940 roku.
Analizując obecną ulicę ks. Strugały to stwierdzić należy, że przed II wojną światową w większości zamieszkała była przez Żydów. Począwszy od skrzyżowania z ulicą Wieruszowską w domu pani Gołdynowej (obecnie część posesji p. Załęskich) mieszkał Żyd Rotholz Henoch który prowadził sklep.
Dalej w domu należącym do p. Załęskich mieszkał Żyd Laib Zalz, a pana Puchały Franciszka Icek Goldman – krawiec. (Wg innych danych był tam Żyd Szmulewicz). W domu pana Dzięcielskiego (po wojnie - Golanowskiego) mieszkał Mołka. Tuż obok, w tym samym domu u pana Sobczyńskiego Żydówka Rucha. Plac i dom w którym obecnie mieszka Koprowski Marian należał do Żyda Wołka.
Wołek prowadził rzeźnictwo, sklep mięsny, a jednocześnie był rzezakiem. Trzeba poinformować, że Żydzi szczególnie ortodoksyjni nie jedli mięsa wieprzowego (podobnie jak muzułmanie). Mięso takie uważali za niekoszerne (nieczyste). Jedli wołowinę, cielęcinę, baraninę, mięso drobiowe i inne nie wieprzowe. Niektórzy z nich nawet wołowinę dzielili na przodki i pośladki półtuszy. Wybierali tylko przodki jako „pewnik”, że nie jest zabrudzone i jest koszerne. Dużą wagę przywiązywali do rytuału uśmiercania zwierząt. Sztuka ta polegała na tym, że ostrym nożem trzeba było szybko tak poderżnąć gardło, aby na nożu nie pozostała krew. Tymi czynnościami zajmował się „rzezak” – wyspecjalizowany w rytuale zabijania zwierząt. Obowiązkiem każdego Żyda który chciał jeść mięso było zgłaszanie uboju do rzezaka. Przynoszono więc drób i inne małe zwierzęta, a do większych zwierząt rzezak dojeżdżał sam. Obok Wołka dom w którym obecnie mieszka Robert Kuświk należał do Żyda Eliasza. W jego posesji (dom dzisiaj gospodarczy) znajdowała się bożnica (synagoga) do której przychodzili modlić się pobożni Żydzi. Krótko przed wojną dom ten zakupił pan Józef Karbowski w Podrenty który z kolei po wojnie sprzedał całą posesję panu Kuświkowi Ryszardowi. Dom po Wołku po wojnie zasiedliła rodzina Koprowskich, która w zamian oddała gminie Kraszewice 0,18 ha swoich gruntów. Obecnie znajduje się tam plac zabaw dla dzieci szkolnych. Tuż obok znajdował się dom Karkoszki w którym mieszkał Żyd Bułka. U pana Brzęckiego (długi dom od wjazdu do ulicy ciasnej do domu pana Malinowskiego)
mieszkał i prowadził sklep Susseks – również rzeźnik . Prowadził też sklep ze sprzedażą skór.
Przy obecnej ulicy Wieluńskiej w domu obok posesji pana Idzikowskiego mieszkał i prowadził sklep Lipszyc Majer. Lipszyc wybudował dom na gruncie pana Plewińskiego. Tak się wtedy budowało. Po wojnie kiedy już pan Lipszyc nie wrócił, dom po nim zakupił pan Plewiński mając pierwszeństwo wykupu gdyż dom był na jego gruncie. W domu pana Jangasa Konstantego ( gdzie później mieszkał Miechowski) była karczma którą do II wojny światowej prowadził Żyd Jerzy Zommer. Karczma pamiętała czasy carskie. Nie ustalono jeszcze gdzie mieszkali i prowadzili działalność Wolf Leser prowadzący sklep ze skórami, zegarmistrz Jung, czy Herszel. Pojedyńcze rodziny żydowskie mieszkały również na Jajakach, w Smolarni, na Piaskach oraz w innych wsiach.
W Kuźnicy Grabowskiej żydowskie sklepy mieli Gecer Glezer i Berek.
Opisywani Żydzi w Kraszewicach i okolicy nie należeli do bogatych. Bogaci Żydzi w naszych stronach to dziedzice lub funkcyjni dworu w Kuźnicy Grabowskiej. Jeszcze przed zakupem dóbr byłego starostwa grabowskiego 1879 roku przez Jakuba Engelmanna , w roku 1815 huty w Kuźnicy Grabowskiej i w Czajkowie wydzierżawił Żyd Joachim Kempler. Wspomniany Jakub Engelmann jako właściciel dóbr w Kuźnicy Grabowskiej proponował między innymi przekazanie swoich gruntów pod budowę nowego kościoła w Kuźnicy Grabowskiej w 1882 roku. Engelmann sprzedał również folwark Podgrabów (byłą siedzibę starostwa) panu Idziemu Dubielowi, a w Kraszewicach sprzedał panu Szymonowi Idzikowskiemu folwark po byłym wójtostwie. Folwark w Kraszewicach dzielił się na folwark leśny, folwark karczemny i folwark młyński. W wyniku dalszych sprzedaży przy Idzikowskim pozostał tylko folwark leśny. Folwark młyński zakupił pan Gołdyn Franciszek z Klonu, natomiast folwark karczemny – Jangas Konstanty z okolic Złoczewa. W następnych latach (1889) roku pan Gołdyn sprzedał folwark młyński panu Zabiegale Marcinowi, pozostawiając sobie budynek przy szosie. Panu Zabiegale odsprzedał również drogę dojazdową do młyna która istnieje do dziś pomiędzy domem p. Gołdyn, a starą piekarnią.
Jeżeli chodzi o następstwa właścicieli majątku w Kuźnicy Grabowskiej to wg publikacji pana Jerzego Krzywaźni wyglądały następująco:
1879 rok – Żyd Jakub Engelmann zakupił całe byłe starostwo grabowskie, w tym również majątek w Kuźnicy Grabowskiej. O powyższym kontrakcie wspomina także Stanisław Karwowski – autor książki
„Grabów, w dawnej ziemi wieluńskiej”.
Od końca XIX wieku zmieniali się właściciele i zarządcy majątku w Kuźnicy. W końcu XIX wieku majątek w Kuźnicy zakupił Żyd Rodokonaki z Moskwy, który powierzył administrację Żydowi Witorowi. Na miejscu zawiadowcą majątku był polski Żyd Jarociński.
Na przełomie XIX i XX wieku majątek zakupił hrabia Ostrowski, który na początku XX wieku sprzedał majątek Żydowi Glickmannowi. Glickmann w okresie zimowym mieszkał w Wieluniu, natomiast latem przebywał w dworze w Kuźnicy wspólnie ze swoim zarządcą. W 1914 roku majątek w Kuźnicy nabył Karol Oxner – również Żyd. Karol Oxner zmarł w 1935 roku. Pochowany został na cmentarzu żydowskim w Grabowie. Karawan pogrzebowy ciągnięty był przez 6 koni. W pogrzebie uczestniczyło bardzo dużo ludzi – szczególnie z Kuźnicy. Każdy uczestnik pogrzebu otrzymał prawdopodobnie 50 groszy. Za karawanem szły płaczki. Opis ten mam od mojego dziadka – właściciela posesji obok której szedł kondukt pogrzebowy. Jeszcze nie było szosy i dlatego za karawanem unosił się tuman kurzu.
Następcą Karola Oxnera został jego syn Seweryn Oxner.
Karol Oxner miał trzech synów – Leona, Mieczysława i Seweryna, oraz córkę Irenę która wyszła za Mariana Falskiego. Na temat Mariana Falskiego zostało dostatecznie dużo napisane i dlatego pominę ten temat.
Nas interesują najbardziej czasy kiedy w Kraszewicach i okolicy żyli obok siebie Polacy i Żydzi. Jak już wspomniałem większość handlu prowadzili Żydzi. Było też kilka sklepów których właścicielami byli Polacy. Sklep prowadził pan Brzęcki, Nowojewski Władysław, Jangas Konstanty, Maj Franciszek i inni.
Pan Brzęcki prowadził również rzeźnictwo. Pan Zabiegała miał piekarnię, którą później prowadził Gracz Józef. Rzeźnictwo prowadził również Rybczyński Bronisław w Kuźnicy Grabowskiej. W konkurencji handlowej zdecydowaną przewagę miały sklepy żydowskie. Towary były trochę tańsze, a poza tym Żydzi często sprzedawali na kredyt – prowadzili tzw. lichwę. Mieli również lepsze zaopatrzenie sklepów gdyż główny hurtownik w Kaliszu – Chaim Perle, był również Żydem. Pierwszeństwo w nabywaniu towarów mieli zawsze Żydzi.
W Kraszewicach nie wszyscy Żydzi mieli własne nieruchomości . Jeżeli posiadali – to przede wszystkim budynki. W mniejszym stopniu posiadali ziemię. Grunty na tzw „Fajfarówce” posiadali Icek i Abram Wygodzcy. Oni też mając plac skupowali gęsi, tuczyli je i odstawiali na stację kolejową do Grabowa. Do Grabowa gęsi pędzone były całym stadem.
(Opiszę prawdziwe zdarzenie o którym opowiadał mi dziadek- Michał Jeziorny. Otóż Żyd Abram Wygodzki z pomocnikami przegnał stado gęsi na stację do Grabowa. Wracając, wstąpił do dziadka i poprosił go, aby mu przechować pieniądze za sprzedane gęsi. Dziadek pieniądze przechował, a Abram idąc do domu został napadnięty przy moście na Strudze Kraszewickiej. Podobno rozebrali go do naga, ale pieniędzy nie znaleźli. Na drugi dzień Wygodzki odebrał swoje pieniądze od dziadka).
W posesji Eliasza tuż za budynkiem mieszkalnym znajdował się drugi budynek w którym była bożnica.
W każdą sobotę Żydzi świętowali uczestnicząc w ceremoniach sakralnych. Zrozumiałym jest że w każdą sobotę sklepy żydowskie były nieczynne. Obrzędy w bożnicy prowadzili wyznaczeni do tego ludzie , w tym również podrabin. Osoby zmarłe do pochówku przygotowywali także wyznaczeni do tych celów Żydzi. Tę ceremonię wykonywali Żydzi spoza Kraszewic. Pochówek (pogrzeby) odbywały się na cmentarzu żydowskim w Grabowie.
Z obserwacji niektórych mieszkańców Kraszewic można wnioskować, że nie wszyscy Żydzi skrupulatnie przestrzegali praw swojej religii. Wielu nie zanosiło zwierząt do rzezaka, kilku też nie uczestniczyło systematycznie w obowiązkowych nabożeństwach. Zamieszkali w Kraszewicach i okolicy Żydzi nie należeli do ludzi bogatych. Wyjątkiem byli dziedzice z Kuźnicy Grabowskiej.
Miejscowi Żydzi utargowany majątek gromadzili w złocie. Nie były to wielkie ilości tego złota. Po prostu nie opłacało się lokować pieniędzy w nieruchomości, gdyż w odległych od dużych ośrodków miejskich – Kraszewicach było to nie opłacalne. Ponadto nie byli rolnikami i nie umieli uprawiać ziemi.
Bardzo charakterystyczne dla Kraszewic w okresie międzywojennym były duże jarmarki które odbywały się jeden raz w miesiącu we wtorki po 14-tym dniu miesiąca. Na jarmarki przyjeżdżali różni handlarze – najczęściej Żydzi w okolicznych miast. Początkowo jarmarki odbywały się na placu przy kościele na co „krzywo” patrzył miejscowy proboszcz i władze gminne. Gmina zakupiła więc plac od pana Sobczyńskiego (za obecnym domem towarowym) i tam przeniesiono jarmarki. Przejściowo stragany rozkładano również na placu szkolnym – tu gdzie jest teraz Gimnazjum.
Pod koniec lat trzydziestych XX wieku wielu Polaków sprzeciwiało się handlującym Żydom. Wywracano im kramy, a często używano przemocy fizycznej. Słynne były prześladowania Żydów przez członków Narodowej Demokracji. Wydaje się, że i kościół katolicki niezbyt przyjaźnie patrzył na obywateli narodowości żydowskiej. Była ogólna niechęć do Żydów ze strony Polaków. Niechęć wynikała nie tyle z przekonań religijnych ile ogólnej zawiści do innych. Żydzi bowiem mało pracowali fizycznie, a często żyli lepiej od spracowanych miejscowych chłopów. Dla chłopa nawet w wolnej Polsce niewiele się zmieniło. Byli stworzeni tylko do ciężkiej pracy na roli.
Tak było do wybuchu II wojny światowej. Jak było dalej? Wszyscy wiemy, że 01.09.1939 roku napaścią Niemiec na Polskę rozpoczęła się II wojna światowa. W czasie tej wojny nastąpiła eksterminacja Żydów.
A oto jak opisuje „Żydowski Obóz Pracy (Getto Żydowskie)” w Kraszewicach długoletni kierownik szkoły w Kraszewicach – Leon Nalepa.
W roku 1979 (z okazji 35-lecia PRL) ukazała się praca zbiorowa p.t. „Zbrodnie hitlerowskie na terenie Ziemi Kaliskiej”, którą przeczytałem z dużym zainteresowaniem i stwierdziłem , że brakuje tam choćby wzmianki o getcie żydowskim w Kraszewicach. Widocznie autorzy nie słyszeli o nim.
Ponieważ byłem naocznym świadkiem tej zbrodniczej działalności hitlerowskiej, przeto czuję zobowiązanie do odtworzenia tego faktu, co niniejszym czynię.
Wieś Kraszewice położona jest nad rzeką Łużycą oraz Strugą Kraszewicką. Ciągnie się na przestrzeni
4 km, od Kuźnicy Grabowskiej do Mącznik i Ostrowa Kaliskiego. Składa się z 7 części. Podkuźnica, Piaski, Jajaki, Podrenta, Podlas, Podborowie i Kraszewice Poduchowne. Pod koniec okresu międzywojennego w Kraszewicach żyło ponad 2000 mieszkańców. Wśród tej liczby było 17 rodzin żydowskich (około 100 osób), które ulokowały się w Kraszewicach Poduchownych. Mieli swojego podrabina, który spełniał ich duchowne potrzeby.
Przypuszczać należy, że osiedlili się oni tutaj ze względu na to, że Kraszewice położone były z dala od miast. Co miesiąc odbywały się duże jarmarki. Przyjeżdżali na nie kupcy z Wieruszowa, Lututowa, Błaszek i Grabowa. Wśród przyjezdnych kupców przeważali Żydzi. Głównym zajęciem rodzin żydowskich w Kraszewicach był handel i drobne rzemiosło. Niektórzy mieli własne działki ziemi, które dość starannie uprawiali; założyli 3 sklepy spożywcze, jeden bławatny oraz skórzany. Ogólnie biorąc była to biedota.
Do szkoły miejscowej co rocznie uczęszczało 10 – 15 dzieci żydowskich. Z dziećmi tymi jako kierownik szkoły, miałem pewne kłopoty, gdyż dzieci narodowości polskiej prześladowały je, a tym samym niech chciały się z nimi bawić, skutkiem czego czuły się obco, bo były traktowane jak intruzi. Wobec czego wraz z gronem nauczycielskim postarałem się o to, aby znieść wśród dzieci tę różnicę. Dziewczynki lepiej umiały się zasymilować niż chłopcy. Z czasem nie prześladowano już „parchów” ( bo tak je nazywano) i razem zgodnie bawiono się w czasie przerw. Rodzice dawniej prześladowanych dzieci widocznie cenili nasze wysiłki wychowawcze, gdyż do nauczycieli odnosili się bardzo uprzejmie i życzliwie.
Przed rozpoczęciem II wojny światowej można było zauważyć , że Żydzi nerwowo i niespokojnie szwargotali między sobą. Widocznie słyszeli już o tym, jak Hitler prześladuje ich w swoim kraju.
Z chwilą wybuchu wojny szybko zlikwidowali swoje sklepy, oddając na przechowanie posiadane mienie zaufanym, polskim sąsiadom. Po opanowaniu przez hitlerowców całej Polski dla Żydów również kraszewickich rozpoczęła się gehenna. Najpierw otrzymali zarządzenie , aby wszyscy mężni zgłosili się z odpowiednimi narzędziami do pracy. Nie wolno im było przychodzić w długich chałatach ani czarnych jarmułkach. Na głowach musieli mieć tylko czarne kapelusze, a ponieważ takich w domu nie posiadali, więc biegli po całej wsi i takowe wykupywali, często po wysokich cenach. Po paru dniach otrzymali nakaz zakładania do tych czarnych kapeluszy białe, gęsie pióra. Gdy żandarmi przyjechali sprawdzić czy wszyscy są odpowiednio ubrani, zaczęli głośno rechotać na widok cudacznych robotników.
Żydzi chociaż rzadko kiedy fizycznie pracowali, teraz wykazywali duże zdolności. Przede wszystkim naprawiali drogi, zakładali przy ulicach krawężniki itd. Do tych prac mieli oddany do dyspozycji wóz konny (oczywiście bez koni). Na wozie siedział dozorca z batem w ręku i przynaglał ciągnących i popychających ze wszystkich stron pojazd. Żony tych niewolników musiały czynić różne posługi w urzędach i domach niemieckich, niezależnie od tego ubiegały się o pożywienie dla siebie, swoich dzieci i ciężko pracujących mężów.
Po kilku tygodniach żandarmi zabrali Żydom z ich mieszkań pościel i wszystkie wartościowe przedmioty. Zorganizowano „getto”. Zrobiono to w bardzo dużej plebanii, z której z której proboszcz już był wywieziony do Dachau, a kościół ( największy w całej okolicy ) zamknięty. W najobszerniejszych pokojach plebanii z desek przybitych na sztorc do podłogi zrobiono przegrody , w które nałożono słomy do spania. W tak urządzonych koszarach ulokowano wszystkich Żydów. Wyznaczono kierownika (coś w rodzaju sołtysa), który był odpowiedzialny za ład i porządek, a przede wszystkim za stan ilościowy powierzonych mu ludzi.
Mieszkańcy wsi przychodzili nieszczęśliwym z pomocą przez dostarczenie żywności. Żydzi mieli pieniądze i płacili, ale byli tacy ludzie , którzy udzielali chleba bezpłatnie.
Pewnego dnia zajechało przed plebanię parę ciężarowych , krytych samochodów, w których znajdowali się Żydzi – prawdopodobnie z Działoszyna i Lututowa. Wszystkich wpędzono na plebanię i połączono z miejscowymi Żydami. Następnie polecono zostawić na miejscu swoje paczki i ustawić się w szeregu na dworze.
Aby móc wszystko lepiej obserwować, wszedłem na strych budynku szkolnego, skąd przez okno z odległości 50 m. widziałem dokładnie cały przebieg tej okropnej operacji.
Kiedy już wszyscy byli ustawieni, otwarły się drzwi kościoła i na komendę uzbrojonych żandarmów orszak ruszył w tym kierunku. Na twarzach konwojowanych malowało się przerażenie. Jedna z kobiet zaczęła krzyczeć. Kilka uderzeń nahajem po plecach. Zapanowała cisza. Po twarzach niektórych kobiet płynęły łzy. Weszli do kościoła. Drzwi zamknięto. Pozostawiono przy nich straż. Była godzina wieczorna.
Mimo swej skrupulatności w tej nieludzkiej operacji żandarmi nie zauważyli, że oprócz wielkich drzwi kościelnych i jednych bocznych, przy których postawili straż, były jeszcze do zakrystii. Drzwi te były zamknięte od wewnątrz dużym hakiem.
Kiedy zrobiło się zupełnie ciemno, jeńcy cichaczem otworzyli sobie drzwi z haka i wszyscy młodsi mężczyźni uciekli. Po upływie niespełna godziny wszczął się gwałtowny alarm. Żandarmi z psami i niemieccy osadnicy tzw. „szwarcmerzy” biegali, szukali, świecili na drzewa – nikogo nie znaleźli. Szukali rano na drugi dzień – na próżno.
Hitlerowcy ogłosili, że o ile uciekinierzy nie zgłoszą się w tym samym dniu najpóźniej do godziny dwunastej, wówczas wszyscy ludzie , którzy pozostali w kościele , będą rozstrzelani. Groźba poskutkowała. Wrócili. Widocznie tak nakazywała ich solidarność.
Po południu przed kościół zajechało kilka ciężarówek nakrytych plandekami. Getto w Kraszewicach miało być zlikwidowane. Przed bramą cmentarza kościelnego podjeżdżały samochody. Z kościoła w asyście prężących się żandarmów snuły się zgnębione postacie lidzkie w kierunku wozów, na które trzeba było z trudem wdrapywać się, gdyż klapa tylna nie została opuszczona. Obok stało dwóch drabów z nahajami w rękach: kto nie mógł od razu wejść – spadały na niego okropne ciosy. Gorzej było z kobietami. Przy tej operacji znalazł się również komisarz gminy nazwiskiem Weber, który miał opinię dobrego człowieka. On chwytał kobiety i dzieci za ręce i pomagał im wgramolić się na samochód: w ten sposób oszczędzał ofiarom ciężkich ciosów.
W trakcie kiedy odbywało się ładowanie ludzi do ciężarówek, od strony młyna dwóch żandarmów prowadziło białego od mąki Lipszyca, okładając go nahajami. Żyd ten był zatrudniony u Niemca w młynie. Mniemał widocznie, że skoro pracuje u Niemca, który był jednocześnie sołtysem wsi, - ominie go los rodaków. Pomylił się. Gdy wchodził do wozu, jeszcze spadały mu na plecy razy, od których tumany kurzu unosiły się w powietrzu. Oprawcy zarechotali śmiechem.
Samochody wypełnione bardzo szczelnie ludzkimi istotami odjechały. W parę minut po odejściu transportu na plebanii rozległy się dwa strzały. Wszyscy byli ciekawi, co one miały znaczyć. Okazało się później, że zostały zastrzelone dwie żydowskie dziewczyny, które ukryły się pod sceną w sali widowiskowej. Żandarmi je znaleźli, wyprowadzili na podwórze i natychmiast zabili.
Pan Nalepa w swoim opisie nie podał dat. Otóż obóz na plebanii utworzono wiosną 1942 roku.
Było to zgodne z dyrektywą władz niemieckich z dnia 20.01.1942 roku mówiącą o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”. Wtedy właśnie nasiliła się eksterminacja Żydów w Europie.
Dlaczego „getto” zorganizowano na plebanii?. Otóż 07.10 1941 roku wywieziono naszego proboszcza księdza Franciszka Strugałę do obozu koncentracyjnego, a kościół i plebania w Kraszewicach były przestrzenne. Ciekawostką jest to, że w tym czasie wywieziono ponad 80% księży z tzw. Kraju Warty. W generalnym gubernatorstwie represje wobec księży były znacznie mniejsze, aczkolwiek wielu duchownych straciło życie.
Po wywiezieniu naszego proboszcza kościół splądrowano i właśnie wtedy zdemontowano dzwony.
Dla uzupełnienia dalszych losów „naszych” Żydów trzeba dodać, że wszyscy oni zostali straceni latem 1942 roku w obozie koncentracyjnym w Chemnie nad Nerem (koło Łodzi).
W uzupełnieniu pana Nalepy trzeba dodać, że owe dwie Żydówki które zostały na plebanii po odjeździe transportu zastrzelił nasz rodzimy żandarm Wilhelm Just.
Do czasu skoszarowania na plebanii Żydzi różnie mieszkali. Najczęściej w dotychczasowych mieszkaniach, ale bywało, że mieszkali „kątem” u kogoś. Kobiety usługiwały (pracowały) w rodzinach niemieckich i u zniemczonych Polaków. Mężczyźni pod nadzorem od września 1939 roku do lata 1942 roku (do czasu wywózki ) pracowali pod nadzorem sadystycznych Polaków. Budowali drogi utwardzając je kamieniami oraz rudą darniową. W ten sposób zbudowali drogę w stronę Czajkowa.
W Kuźnicy Grabowskiej wybudowano nowy odcinek drogi na gruncie dziedzica od posesji pana Grobelnego Józefa , do drogi Kuźnica – Jelenie przy kapliczce.
Budulec na drogi dowożony był wozem konnym który ciągnęli Żydzi ubrani w uprzęże. Przy trudniejszych odcinkach budowy inni żydzi pchali wóz z kamieniami lub z rudą. Ciągnąc wóz zmuszani byli do śpiewu. Wg przekazu ludzi starszych tak oto brzmiał fragment śpiewu :Aj! Waj! Przez nas Żydki wojna jest; Jak był Śmigły Rydz, nie nauczył Żydki nic, a jak przyszedł Hitler złoty, nauczył Żydki roboty.
Budowano również mosty i przepusty drogowe. Stałymi furmanami którzy nie szczędzili batów Żydom byli dwaj Polacy – obywatele Kraszewic – pan Józef Sz…ta oraz Antoni Mróz z Podlasu.
Niektórzy Żydzi pracowali u Niemców na przykład Lipszyc w młynie.
Zanim Żydów skoszarowano lub zaraz na początku wojny wielu z nich zawierzyło cały swój majątek (najczęściej złoto ) zaufanym Polakom. Sądzili, że po wojnie oszczędności swoje odzyskają. Stało się jednak inaczej.
Stosunek Polaków do Żydów przed wojną w był na ogół obojętny, ale też w dużej części niechętny. Nawet po wojnie kiedy rozmawiałem z kilkoma Polakami którzy stwierdzili, że ten Hitler jedno co dobrze zrobił – to że zlikwidował Żydów. Przykro mi – ale piszę prawdę.
Niewielu naszych Żydów przeżyło wojnę. W Latach 80-tych XX wieku odwiedził Kraszewice były mieszkaniec Kraszewic obecnie mieszkający w Berlinie pan Zalz.
Pan Zalz sfinansował i zlecił budowę pomnika na cmentarzu w Kraszewicach upamiętniającego ofiary ludzi narodowości żydowskiej – obywateli polskich mieszających kiedyś w Kraszewicach.
Oto napis na pomniku: Tu spoczywają prochy polskich obywateli
Wyznania Mojżeszowego
Pomordowanych przez hitlerowskich ludobójców
W latach 1939 - 1945 Cześć ich pamięci.

14 lipca 2023

200 tysięcy odsłon "Szkiców historycznych"

 


Blog "Szkice historyczne" przekroczył  200 tysięcy odsłon. Przyznaje, że nie sądziłem, że tak sprofilowane materiały będą cieszyć takim zainteresowaniem. Szczególnie cenie sobie te z postów, które były współtworzone przez moich byłych uczniów. Dziękuje Wszystkim, którzy je czytali, udostępniali, lajkowali. Za promowanie postów bloga składam podziękowania dla redakcji Twój Puls Tygodnia oraz dla p. Leona Owczarka za umieszczenie na banerze z okazji 600-lecia KG. Wyrazy wdzięczności dla osób, które dzieliły się swoimi materiałami. Dziękuje także za  aktywny udział w komentowaniu treści artykułów. 




13 maja 2023

Akt budowy „domków żołnierskich” dla straży celno – granicznej na terenie klucza kuźnickiego 1853.

Na podstawie ksiązki p. Witolda Selerowicza, ZACZEŁO SIĘ OD ANDRZEJA I TEKLI .Historia ziemiańskiej rodziny. Warszawa 2011 (udostepnione za zgodą autora, ktoremu skladam serdeczne podziękowania). 

 Przeglądając w Archiwum Państwowym w Piotrkowie księgę wieczystą dóbr Wola Pszczółecka znalazłem, zaraz po akcie kupna tych dóbr przez małżonków Pasikowskich, bardzo ciekawy dokument. Jest to akt notarialny z 5 czerwca 1852 roku pomiędzy Andrzejem i Teklą Pasikowskimi z jednej strony a niejakim majorem Bazylim Altmanowem, dowódcą czwartej roty Kaliskiej Brygady Straży Granicznej, który działał na mocy postanowienia Ministerstwa Skarbu Cesarstwa Rosyjskiego. Sam akt dotyczy zaś budowy „domków żołnierskich” dla straży celno – granicznej. Umowa jest na tyle niecodzienna, że warto z niej przytoczyć dłuższe fragmenty. W paragrafie 1 stwierdza ona (pisownia oryginalna):

„Andrzej i Tekla z Puchałowiczów małżonkowie Pasikowscy zobowiązują się wystawić dla Straży Celno=granicznej cztery domki żołnierskie podług okazanego im planu, z własnego materyału w następujących miejscach: Pierwszy we wsi Kraszewicach Okręgu Wieluńskim a przy nim łaźnią Rossyjską (czyli saunę – przyp. WS) na powierzchni ziemi z drewnianego zrębu z podłogą i sufitem wznieść się winną – Drugi na folwarku Podgrabów do dóbr Kużnicy Grabowskiej należącym – Trzeci we wsi Folusz zwanej do dóbr Kuźnicy Grabowskiej należącej – Czwarty na Pustkowiu Dzwińskie zwanem również do Kuźnicy Grabowskiej należącem. Domki te mają bydź drewniane na podmurowaniu, każdy z nich ma mieć długości sążni siedm i pół a szerokości sążni cztery (czyli ok. 13 na 7 metrów – przyp. WS) ze stajnią pod jednym dachem na cztery konie pobudować się mającą, nadto w stajni tej mają bydź urządzone dwie oddzielne komorki na skład potrzebnych utensyliów tejże Straży.- W końcu poza sienią jak plan przedstawia ma bydź urządzoną jeszcze jedna komora na skład żywności, a w tej sklepik do odpowiednich wiktuałów ( w języku rosyjskim słowo sklep oznacza grobowiec bądź kryptę, zatem tutaj słowa sklepik użyto w znaczeniu komory – przyp. WS). Dalej małżonkowie Pasikowscy obowiązują się, gdyby około którego z domków postawić się mających przez nich dla Straży Celno=granicznej nie było w bliskości wody, wybudować studnią kamieniem lub drzewem wycembrowaną. - Wszystkie te budowle, to jest: domki i łaźnia, mają bydź pokryte gontami, w domków zaś dachy mają bydź pomalowane olejną farbą na kolor czerwony.- Dalej po upływie roku jednego po odbudowaniu tychże domków, ściany zewnętrzne  mają bydź deskami rzniętemi obite, wewnętrzne zaś w samem mieszkaniu straży gliną wyrzucone i wybielone. - Wreszcie zabudowania te mają bydź ogrodzone żerdziami – co wszystko również małżonkowie Pasikowscy zobowiązują się załatwić z własnego materyału.”

Z treści tego paragrafu wynika niezbicie, że obowiązek budowy tych „domków żołnierskich”, czyli po prostu pomieszczeń mieszkalnych dla żołnierzy straży celnej, wynikał z tego, że Andrzel i Tekla stali się właścicielami dóbr, konkretnie Woli Pszczółeckiej. Gdyby bowiem obowiązek ten spoczywał na Andrzeju Pasikowskim jako niedawnym dzierżawcy Kuźnicy Grabowskiej byłby on tam wymieniony sam a nie razem z żoną. Być może właśnie wtedy wprowadzono nowe przepisy celne i granica pomiędzy Prusami a Królestwem Polskim miała być bardziej pilnowana. Natomiast fakt, że domki te miały być zbudowane w okolicy Kuźnicy Grabowskiej wiązał się z miejscem pobytu małżonków Pasikowskich, którzy wtedy nie przeprowadzili się jeszcze do Woli Pszczółeckiej i ciągle mieszkali w Kuźnicy.

W następny paragrafie określono, kiedy te domki mają być wybudowane i co się stanie, jeśli z jakiś powodów nie wypełnią zobowiązania:

„Bazyli Altmanów obowiązany jest w czasie jaknajkrótszym to jest najdalej przed dniem /:dziewiętnastym:/ trzydziestym pierwszym Czerwca roku bieżącego wskazać miejsce w punktach w paragrafie pierwszym wyżej wskazanych, gdzie budowle, łaźnia, i studnie mają bydź wystawione. - Andrzej zaś i Tekla z Puchałowiczów małżonkowie Pasikowscy obowiązują się budowle te najdalej do dnia /:pierwszego:/ trzynastego Czerwca tysiąc ośmset pięćdziesiątego trzeciego roku uskutecznić, pod tym warunkiem: iż gdyby sami obowiązkowi temu zadosyć uczynić nie mieli, wolno będzie Władzy Celno=granicznej na koszt i ryzyko małżonków Pasikowskich roboty te czyli budowy wystawić lub wykończyć. „

Z kolejnego paragrafu wynika, że wspomniane domki stanowić miały własność Pasikowskich, natomiast za użytkowanie gruntu, na którym miały one stać, mieliby oni opłacać czynsz jego właścicielowi:

„§: 3. Tak wystawione budowle będą stanowiły własność małżonków Pasikowskich – z gruntu zaś pod budowle te użytego, obowiązani będą małżonkowie Pasikowscy opłacać czynsz stosownie do umów z właścicielami gruntów zawartych.”

Następny paragraf zawiera istotne informacje dotyczące finansowania całej sprawy. Otóż okazuje się, że na wykonanie tych domków Pasikowscy mieli otrzymać kredyt w wysokości dziesięciu tysięcy złotych polskich od straży celnej. Spłata tego kredytu następować miała z czynszu, który straż graniczna miała opłacać:

„§: 4. Na wystawienie tych domków, łaźni i studzien odbiorą małżonkowie Pasikowscy natychmiast po podpisaniu tego Aktu z Kassy Komory Celnej Szczypiorno pod Kaliszem, summę Złotych polskich dziesięć tysięcy albo Rubli srebrnych tysiąc pięćset za oddzielnem Władzy Celno=granicznej rozporządzeniem – summa tak zaliczona ma bydź powróconą przez Andrzeja  i Teklę małżonków Pasikowskich Władzy Celno=granicznej w imieniu i na rzecz której Bazyli Altmanów działa, w sposób następny:

Władze Celno=graniczne w imieniu i na rzecz których Bazyli Altmanów działa, zobowiązują się Andrzejowi i Tekli małżonkom Pasikowskim płacić z każdego domku wystawionego bez łaźni, czynszu dzierżawnego rocznie po Rubli srebrnych sześćdziesiąt – a z domku przy którym będzie łaźnia po Rubli srebrnych siedmdziesiąt pięć w dwóch półrocznych ratach z góry.”

Jak wynika z prostego rachunku, roczny czynsz z czterech domków wynosiłby 285 rubli srebrem. Spłata otrzymanego kredytu w wysokości 1500 rubli zajęłaby zatem 5 lat.