Strony

Wojenne losy rodziny Janasów


Wojenne losy rodziny Janasów, spisane w 2005 roku. Tragiczny obraz z dziejów mojej rodziny. Oby te czasy nigdy nie wróciły.

Rodzina Janasów w 1941r. składała się z następujących osób: Józef Janas urodzony w 1901, Emilia Janas (z d. Szmaj) urodzona w 1906.  Ich dzieci to: Irena urodzona w 1931, Czesława  urodzona w 1937,    Marianna urodzona w 1940 ( moja Mama na kolanach Babci). Zdjęcie wykonane zostało wiosną 1941 roku prawdopodobnie w trakcie obchodów uroczystości tzw. Zielonych Świątek. Świadczy o tym dekoracja domu wykonana z tataraku. Zwyczaj strojenia domostw tatarakiem w okolicach Czajkowa istniał, według Mamy, jeszcze w latach 60-tych.
W chwili wybuchu II wojny światowej rodzina Janasów mieszkała we wsi Czajków ( nazwa została przemianowana przez Niemców na Kibitztal) w powiecie wieluńskim, należącym do województwa łódzkiego.
Janasowie utrzymywali się z niewielkiego, 7-hektarowego, gospodarstwa rolnego. Powodziło im się stosunkowo dobrze. Dziadek Józef udzielał się społecznie, m.in. w Ochotniczej Straży Pożarnej w Czajkowie.

( Dziadek na zdjęciu w mundurze strażackim, w pozycji leżącej od prawej). 


Ucieczka „za Wartę” - wybuch II wojny światowej
            1 września 1939 rodzinę Janasów zastał w drodze. Na wyraźne żądanie rodziców babci Emilii, Janasowie i Szmajowie w ogólnej panice opuścili swoje gospodarstwa, kierując się na wschód. Była to dla mojej rodziny bardzo trudna decyzja. Babcia Emilia była wtedy w ciąży. W styczniu 1940 roku urodziła się moja Mama Marianna.
W obawie przed zbliżającymi się wojskami niemieckimi, większość okolicznej ludności wraz z dobytkiem uciekała na wschód „ za Wartę”. Wszyscy pragnęli bowiem znaleźć się za linią frontu. 

Jak wspomina najstarsza z rodzeństwa Irena, ta ucieczka o mało nie skończyła się tragicznie. Janasom i Szmajom udało się co prawda przekroczyć rzekę Wartę, ale narazili się przy tym na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Drogi były niezmiernie zatłoczone przez wycofujące się Wojsko Polskie oraz ludność cywilną. Stłoczeni ludzie byli łatwym obiektem ataku dla niemieckich samolotów. Ich załogi zrzucały bomby i ostrzeliwały z broni pokładowej ludzkie kolumny na drogach. Każde pojawienie się na horyzoncie samolotu, wywoływało panikę i pogłębiało wszechobecny chaos.
 Janasowie i Szmajowie uniknęli nieszczęścia, choć od tragedii dzieliło ich bardzo niewiele. 4 września Niemcy zajęli Sieradz i Ostrów Wlkp., działania wojenne przeniosły się na teren centralnej Polski; wtedy powrócili do Czajkowa i Kraszewic.

Przedwojenne zdjęcie rodziny Szmajów i Janasów( u góry w środku górnego zdjęcia).

Z kart wysiedlenia

             Z zaświadczenia Archiwum Państwowego w Łodzi wynika, że rodzina Janasów została wysiedlona w marcu 1943 roku. W pamięci najstarszej z dzieci Janasów - Ireny było to jednak dokładnie rok wcześniej ( być może nastąpiła tutaj pomyłka w druku). Podobnie pamiętają żyjący jeszcze w okolicy świadkowie tamtych wydarzeń. W chwili wysiedlenia moja Mama miała zatem zaledwie 2 lata.

Emilia i Józef Janasowie ( zdjęcia z niemieckich dokumentów okupacyjnych)

Wywózka nastąpiła około połowy lutego. Janasom pozwolono zabrać tylko podręczny bagaż i zawieziono w warunkach surowej zimy furmanką do najbliższej stacji kolejowej w Grabowie n/Prosną. Stamtąd koleją przewieziono ich do Ostrowa Wielkopolskiego. Tutaj na dworcu oczekiwali na pociąg do Łodzi. Panował wielki zgiełk i hałas. Wszędzie było słychać płacz dzieci. Co chwila podawano przez megafon nowe komunikaty.
Babcia Emilia była wtedy w kolejnej ciąży. Niemcy zawracali do domu rodziny z ciężarnymi kobietami. Z megafonu wywołano do powrotu także rodzinę Janasów. Jednak w strasznym zgiełku ani babcia ani dziadek nie usłyszeli tego komunikatu. Gdyby wtedy usłyszeli go uniknęliby w ten sposób wysiedlenia i wszystkich cierpień z tym związanych. Mój dziadek dowiedział się o tym już w Piersnej (miejscu wysiedlenia) od pewnego Polaka z okolic Czajkowa, który słyszał tenkomunikat i był przekonany, że Janasowie powrócili do domu.

Obóz przesiedleńczy w Łodzi – „Piekło na ziemi”
 Janasowie trafili do centralnego obozu przesiedleńczego (Durchgangslager I) w Łodzi przy ulicy Łąkowej 4 (Wiesenstrasse). W pofabrycznych pomieszczeniach, w których zorganizowano prymitywny obóz, miał miejsce kolejny etap gehenny mojej rodziny. Obóz zlokalizowany był w pobliżu węzła kolejowego Łódź - Kaliska, gdzie codziennie docierały kolejne transporty wysiedleńców z całego „Kraju Warty”.
Tutaj odbyła się rejestracja oraz rewizja, w trakcie której zabrano Janasom wszystkie cenniejsze rzeczy i pieniądze jakie zdążyli zabrać podczas wysiedlenia. Zabierano nawet żywność. Wszystkim tym represjom towarzyszyła niezrozumiała brutalność. Później przeprowadzono pobieżne badanie pod kątem przydatności do robót w III Rzeszy.
Była wtedy surowa zima, a duże fabryczne okna były albo nieszczelne albo nawet wybite, przez co ludzie przeraźliwie marzli. Towarzyszyła temu powszechna ciasnota i brak jakiejkolwiek intymności. Więźniowie, bo tak ich traktowano posiadali jedynie tą odzież, którą udało im się zabrać ze sobą. Przez cały czas pobytu w obozie nie mogli jej wyprać. Wszechobecne były wszy, które chodziły po ludziach. O myciu nie było mowy, ponieważ nie można było dotrzeć do wody. Bardzo długo trzeba było stać w kolejce do latryny.
W obozie na porządku dziennym były liczne choroby oraz głód. Na cały dzień musiał starczyć kawałek chleba, zupa z brukwi lub pokrzyw.  Do picia dawano kubek gorzkiej kawy.
W starej fabryce nie było podłogi, ani pieców, co przy surowej zimie powodowało, że ludzie okropnie marzli. Wysiedleńcy spali na gołej ziemi, okrywając się tym co mieli z sobą. Dziadkowi udało się zdobyć trochę słomy na posłanie dla dzieci. Koszmarne warunki powodowały śmierć wielu przesiedleńców  a zwłaszcza najsłabszych dzieci, które masowo chorowały. Dochodził do tego terror ze strony żołnierzy niemieckich. Do codziennych zdarzeń należało szczucie Polaków psami i bicie za choćby podejście do obozowych drutów. Szczęśliwie dla Janasów Niemcom udało się zebrać transport, który miał wyruszyć na teren III Rzeszy, w okolice Głogowa. Po około miesiącu przebywania w tym „piekle” Janasowie zostali skierowani na przymusowe roboty.


Pürschen (Piersna) – miejsce wysiedlenia  
Józefa Janasa z rodziną przydzielono do gospodarstwa rolnego, znajdującego się w miejscowości Piersna, obecnie należącej do gminy Pęcław w powiecie głogowskim. Niemiecka nazwa z okresu wojny to Pürschen – kreis Glogau. Z takim adresem docierały listy do rodziny Szmajów (rodziców Emilii w Kraszewicach).
Piersna leży  4 km na wsch. od Pęcławia (niemiecka nazwa- Putschlau), a Pęcław 9 km na wsch. od Głogowa.  Poniżej współczesna mapka okolic Piersnej wyszukana w Internecie oraz wojenna pocztówka.

 wojenna pocztówka z Piersnej
Janasowie ciężko pracowali w dużym niemieckim gospodarstwie rolnym. W sezonie letnim nawet 14-16 godzin.  W tym gospodarstwie niewolniczo pracowali także inni Polacy z różnych stron Polski. Na zdjęciu obok widać zabudowania gospodarcze w Piersnej. Budynki były murowane, dobrze utrzymane, (gospodarstwo wyposażone w kilka wozów konnych). 


Dzieci właściciela miały plac zabaw. Jednak nie bawiły się z dziećmi „niewolników”. 


(na zdjęciu dzieci niemieckich właścicieli gospodarstwa – prawdopodobnie o nazwisku Szmidt)
Dzieci Janasów również pozostawały w gospodarstwie. Opiekę nad nimi sprawowała najstarsza z rodzeństwa Irena.
(Dzieci Janasów w niewoli;  od lewej Czesława, Marianna, Józef i Irena)

 Warunki życia dla Polaków były bardzo trudne. Racje żywnościowe małe. Jak ciężka i wyniszczająca była praca w tym gospodarstwie można prześledzić porównując zdjęcia Janasów z lat 1941-1944.

 
              
(na zdjęciu Józef Janas w Piersnej (1944)

 Niemieckie władze zezwoliły na prowadzenie korespondencji z rodzicami Emilii Janas oraz przesyłanie zdjęć. Dzięki temu zachowały się te jedyne pamiątki. Listy i fotografie poddawane były jednak cenzurze.
14 maja 1942 roku zmarła w wieku 28 lat siostra Emilii Janas -Aniela Szmaj. Rodzinie Janasów nie zezwolono na powrót w rodzinne strony i udział w pogrzebie Anieli.
W rok później 22 czerwca 1943 roku zmarł w wieku 26 lat brat Emilii- Piotr Szmaj. Janasowie otrzymali wtedy przepustkę dla Józefa i Emilii oraz córki Marianny na pogrzeb w Kraszewicach.
 Były to bardzo smutne odwiedziny rodzinnych stron. Nie zezwolono im jednak na to by odwiedzić zasiedlone przez innych ludzi własne domostwo w Czajkowie.


 Zdjęcie z pochówku Piotra Szmaja (Marianna Janas-druga, Emilia Janas-trzecia i Józef Janas-czwarty od prawej).
Wszyscy Polacy wysiedleni na teren III Rzeszy zmuszani byli do noszenie emblematu z dużą literą P,  którą musieli sami wykupić za kilka marek.
Janasowie mogli uczestniczyć w niedzielnych mszach świętych w pobliskim katolickim kościele w Piersnej, gdzie przy okazji kontaktowali się z innymi Polakami. Podczas tych krótkich spotkań wymieniano się informacjami.
Trudny powrót z niewoli
W początku lutego 1945 do Piersnej dotarł front i rozpoczęły się kilkudniowe walki.  Kilka dni wcześniej niemieccy właściciele opuścili w popłochu swoje gospodarstwo, pozostawiając swoich przymusowych pracowników bez jakiegokolwiek zabezpieczenia.
W piwnicy pozostała jedynie resztka kartofli i buraków. Musiało to starczyć na wyżywienie sześcioosobowej rodziny. Przez 6 tygodni Janasowie nie jedli chleba. Niestety był tam pozostawiony także skład amunicji, która pozostawili Niemcy.
Najbardziej jednak tragiczne były dni samego wyzwolenia. Rodzina Janasów spędziła je w piwnicy zabudowań „bauera”. Z jednej strony ostrzał prowadzili Niemcy, a z drugiej Rosjanie. Gdyby któryś z pocisków trafił w dom najpewniej doszło by do eksplozji, w wyniku której zginęli by wszyscy.
Mama mimo, że miała zaledwie 5 lat zapamiętała huk bomb, które wybuchały wokół domu i odgłosy strzelaniny. Nalot zastał dzieci poza domem. Przed bombami chroniły się w wykopach. Później cała rodzina schroniła się w piwnicy.
W świadomości Mamy paradoksalnie mimo zagrożenia piwnica uratowała im życie. Po ustaniu walki zastali w domu zniszczone w trakcie ostrzału sprzęty, pierzyny, łóżka. Wszędzie były ślady kul.
Ciocia Irena pamięta także inny epizod z walk o Piersną. Jedno ze stanowisk niemieckiej obrony znajdowało się na wieży kościoła w Piersnej. Z tej wieży Niemcy ostrzeliwali zbliżających się  żołnierzy Armii Radzieckiej („ruskich”). Doprowadziło to do tego, że Rosjanie z moździerza uszkodzili wieżę, zabijając w ten sposób broniących się niemieckich żołnierzy. Wieża została odbudowana po wojnie co Irena - sprawdziła naocznie odwiedzając okolice Piersnej w końcu lat 90-tych XX wieku.
Radzieckie wojskowe, okupacyjne władze w ogóle nie interesowały się losem Polaków, których zastali w Niemczech. Często dochodziło do grabieży i gwałtów, były to bowiem już tereny Rzeszy niemieckiej i radzieccy żołnierze często dopuszczali się różnych przestępstw na ludności cywilnej.
            Po przetoczeniu się frontu Janasowie podjęli trudną decyzje o powrocie. Czasy były bardzo niebezpieczne. Okazało się to zaraz po zajęciu miejscowości, kiedy to żołnierze radzieccy zabrali Józefa Janasa, wykorzystując go jako żywą tarczę, wysłali go pod groźbą rozstrzelania w kierunku pozycji niemieckich.


Fotografia wykonana w Piersnej w zabudowaniach bauera (dziewczynka po prawej stronie wózka, w którym siedzi Jutek to Marianna, z tyłu Czesława i Irena)

Józef Janas cudem uniknął śmierci uciekając zarówno przed ostrzałem niemieckim jak i rosyjskim. Równie trudny był powrót do Polski. Emilia ciągnęła wózek z najmłodszym Jutkiem  a pozostałe dzieci pomagały jej pchać wózek na którym znajdował się cały ich dobytek.
Józef ukrywał się w lasach i dołączał do rodziny dopiero wieczorem. W każdej chwili groziło mu natknięcie na maruderów niemieckich lub żołnierzy rosyjskich i wcielenie do armii.
Z Janasami powracała w rodzinne strony rodzina Mijasów z Walichnów. Również oni byli wysiedleni do Piersnej na przymusowe roboty. Właśnie w trakcie powrotu doszło do tragicznego zdarzenia. Powracające rodziny, już z  Józefem, natknęły się na oddział żołnierzy rosyjskich, w trakcie rewizji doszło do gwałtu na żonie Mijasa. Mijas bezsilnie się temu przyglądał, przystawiono mu bowiem karabin do głowy. 


(Na zdjęciu matka chrzestna Jutka- również robotnica przymusowa)
Oczkiem w głowie rodziny Janasów był najmłodszy urodzony już w niewoli Jutek (miejscowe zdrobnienie od imienia Józefa). Był jedynym chłopcem wśród rodzeństwa od dawna oczekiwanym przez rodziców. Imię otrzymał po swoim ojcu. W trakcie powrotu z Piersnej w trudnych zimowych warunkach zapadł na szkarlatynę. Osłabiony organizm dziecka, pozbawiony leków nie poradził sobie z powikłaniami tej choroby.
 Rodzina Janasów na początku marca 1945 roku dotarła do Kraszewic, rodzinnej wsi babci Emilii szczęśliwa, że tu znajdzie ratunek dla syna. Niestety, zaraz po wykąpaniu dziecka, poczuło się ono gorzej, przebiegło izbę i z okrzykiem „mama” i skonało na jej rękach. Był to duży cios dla całej rodziny. Jutek został pochowany na cmentarzu w Kraszewicach. Nie ma informacji o jego śmierci w księgach parafialnych parafii w Kraszewicach. Nie zachował się więc żaden dokument o istnieniu Jutka.
Pozostała tylko jedna fotografia i grób na cmentarzu w Kraszewicach, którym opiekuje się moja Mama a jego siostra.
Spisano w roku 2005