Tragiczny opis wydarzeń dotyczących powstania i likwidacji getta
żydowskiego w Kraszewicach autorstwa Leona Nalepę (1896-1985), wieloletniego kierownika szkoły w Kraszewicach a także nauczyciela szkoły w Kuźnicy Grabowskiej.
Prezentuje tekst w całości z oryginalnym tytułem autora (opr. Jerzy Krzywaźnia)
W roku 1979 (z okazji 35-leci PRL) ukazała się praca zbiorowa p.t. „Zbrodnie hitlerowskie na terenie Ziemi Zaliskiej”, którą przeczytałem z dużym zainteresowaniem i stwierdziłem, że brakuje tam choćby wzmianki o getcie żydowskim w Kraszewicach. Widocznie autorzy nie słyszeli o nim. Ponieważ byłem naocznym świadkiem tej zbrodniczej działalności hitlerowskiej, przeto czuję zobowiązanie do odtworzenia tego faktu, co niniejszym czynię.
W roku 1979 (z okazji 35-leci PRL) ukazała się praca zbiorowa p.t. „Zbrodnie hitlerowskie na terenie Ziemi Zaliskiej”, którą przeczytałem z dużym zainteresowaniem i stwierdziłem, że brakuje tam choćby wzmianki o getcie żydowskim w Kraszewicach. Widocznie autorzy nie słyszeli o nim. Ponieważ byłem naocznym świadkiem tej zbrodniczej działalności hitlerowskiej, przeto czuję zobowiązanie do odtworzenia tego faktu, co niniejszym czynię.
Wieś Kraszewice położona
jest nad rzeką Łużycą oraz Strugą Kraszewicką. Ciągnie się na przestrzeni 4 km., od Kuźnicy Grabowskiej
do Mącznik i Ostrowa Kaliskiego. Składa się z 7 części. Podkuźnica Piaski,
Jajaki, Podrenta, Podlas, Podborowie i Kraszewice Poduchowne. Pod koniec okresu
międzywojennego w Kraszewicach Żyło ponad 2000 mieszkańców. Wśród tej liczby
było 17 rodzin żydowskich (około 100 osób), które ulokowały się w Kraszewicach
Poduchownych. Mieli swojego podrabina, który spełniał ich duchowne potrzeby.
Przypuszczać
należy, że osiedlili się oni tutaj ze względu na to, że Kraszewice położone są
z dala od miast. Co miesiąc odbywały się tu duże jarmarki. Przyjeżdżali na nią
kupcy z Wieruszowa, Lututowa, Błaszek i Grabowa. Wśród przyjezdnych kupców
przeważali Żydzi. Głównym zajęciem rodzin żydowskim w Kraszewicach był handel i
drobne rzemiosło. Niektórzy mieli własne działki ziemi, które dość starannie
uprawiali; założyli 3 sklepy spożywcze, jeden bławatny oraz skórzany. Ogólnie
biorąc była to biedota.
Do szkoły miejscowej co rocznie
uczęszczało 10-15 dzieci żydowskich. Z dziećmi tymi, jako kierownik szkoły,
miałem pewne kłopoty, gdyż dzieci narodowości polskiej prześladowały je, a tym
samym nie chciały z nimi się bawić, skutkiem czego czuły się obco, bo były
traktowane jak intruzi. Wobec tego wraz z gronem nauczycielskim postarałem się
o to, aby znieść wśród dzieci tę różnicę. Dziewczynki lepiej umiały się
zasymilować niż chłopcy. Z czasem nie prześladowano już „parchów” (bo i tak je
nazywano) i razem zgodnie bawiono się w czasie przerw. Rodzice dawniej
prześladowanych dzieci widocznie cenili nasze wysiłki wychowawcze, gdyż do
nauczycieli odnosili się bardzo uprzejmie i życzliwie.
Przed rozpoczęciem się II wojny światowej
można było zauważyć, że Żydzi nerwowo i niespokojnie szwargotali między sobą.
Widocznie słyszeli już o tym, jak Hitler prześladuje ich w swoim kraju. Z
chwilą wybuchu wojny szybko zlikwidowali swoje sklepy, oddając na przechowanie
posiadane mienie zaufanym, polskim sąsiadom. Po opanowaniu przez hitlerowców
całej Polski dla żydów również kraszewickich rozpoczęła się gehenna. Najpierw
otrzymali zarządzenie, aby wszyscy mężni zgłosili się z odpowiednimi
narzędziami do pracy. Nie wolno im było przychodzić w długich chałatach ani
czarnych jarmułkach. Na głowach musieli mieć tylko czarne kapelusze, a ponieważ
takich w domu nie posiadali, więc biegali po całej wsi i takowe wykupywali,
często po wysokich cenach. Po paru dniach otrzymywali nakaz zakładania do tych
czarnych kapeluszy białe, gęsie pióra. Gdy żandarmi przyjechali sprawdzić czy
wszyscy są odpowiednio ubrani, zaczęli głośno rechotać na widok cudacznych
robotników.
Żydzi chociaż rzadko kiedy
pracowali fizycznie, teraz wykazywali duże zdolności. Przede wszystkim
naprawiali drogi, zakładali przy ulicach krawężniki itd. Do tych prac mieli
oddany do dyspozycji wóz konny (oczywiście bez koni). Na wozie siedział dozorca
z batem w ręku i przynaglał ciągnących i popychających ze wszystkich stron
pojazd. Żony tych niewolników musiały czynić różne posługi w urzędach i domach
niemieckich, niezależni od tego ubiegały się o pożywienie dla siebie, swoich
dzieci i ciężko pracujących mężów.
Po kilku
tygodniach żandarmi zabrali Żydom z ich mieszkań pościel i wszystkie
wartościowsze przedmioty.
Zorganizowano ,,getto’’ Zrobiono to w bardzo dużej
plebani, z której proboszcz już był wywieziony do Dachau, a kościół (największy
w całej okolicy) zamkniętych. W najobszerniejszych pokojach plebani z desek
przybitych na sztorc do podłogi zrobiono przegrody, w które nałożono słomy do
spania. W tak urządzonych koszarach ulokowano wszystkich Żydów. Wyznaczono
kierownika (coś w rodzaju sołtysa), który był odpowiedzialny za ład i porządek,
a przede wszystkim za stan ilościowy powierzonych mu ludzi.
Mieszkańcy wsi
przychodzili nieszczęśliwym z pomocą przez dostarczanie żywności. Żydzi mieli
pieniądze i płacili, ale byli tacy ludzie, którzy udzielali chleba bezpłatnie.
Pewnego dnia
zajechało przed plebanię parę ciężarowych, krytych samochodów, w których
znajdowali się Żydzi- prawdopodobnie z Działoszyna i Lututowa. Wszystkich
wpędzono na plebanię i połączono z miejscowymi Żydami. Następnie polecono
zostawić na miejscu swoje paczki i
ustawić się w szeregu na dworze.
Aby móc lepiej to wszystko obserwować,
wszedłem na strych budynku szkolnego, skąd przez okno z odległości 50 m. widziałem dokładnie cały
przebieg tej okropnej operacji.
Kiedy już wszyscy byli ustawieni,
otwarły się drzwi kościoła i na komendę uzbrojonych żandarmów orszak ruszył w
tym kierunku. Na twarzach konwojowanych malowało się przerażenie. Jedna z
kobiet zaczęła strasznie krzyczeć. Podskoczył do niej żandarm. Kilka uderzeń
nahajem po plecach. Zapanowała grobowa cisza. Po twarzach niektórych kobiet
płynęły łzy. Wszyscy weszli do kościoła. Drzwi zamknięto. Postawiono przy nich
straż. Była godzina wieczorna.
Mimo swej skrupulatności
w tej nieludzkiej operacji żandarmi nie zauważyli, że oprócz wielkich drzwi
kościelnych i jednych bocznych, przy których postawili straż, były jeszcze do
zakrystii. Drzwi te były zamknięte tylko od wewnątrz dużym hakiem.
Kiedy zrobiło
się zupełnie ciemno, jeńcy cichaczem otworzyli sobie drzwi z haka i wszyscy
młodsi mężczyźni uciekli. Po upływie niespełna godziny wszczął się gwałtowny
alarm. Żandarmi z psami i niemieccy osadnicy tzw. ’’szwarcmerzy ’’ biegali,
szukali, świecili na drzewa - nikogo nie znaleźli. Szukali rano na drugi dzień-
na próżno.
Hitlerowcy
ogłosili, że o ile uciekinierzy nie zgłoszą się w tym samym dniu najpóźniej do
godziny dwunastej, wówczas wszyscy ludzie, którzy pozostali w kościele, będą
rozstrzelani. Groźba poskutkowała. Wrócili. Widocznie tak nakazywała ich
solidarność.
Po południu
przed kościół zajechało kilka ciężarówek nakrytych plandekami. Getto w
Kraszewicach miało być zlikwidowane.
Przed bramę cmentarza kościelnego podjeżdżały samochody. Z kościoła w asyście
prężących się żandarmów snuły się zgnębione postacie ludzkie w kierunku wozów,
na które trzeba było z trudem wdrapywać się, gdyż klapa tylna nie została
opuszczona. Obok stało dwóch drabów z nahajami w rękach: kto nie mógł od razu
wejść- spadały na niego okropne ciosy. Gorzej było z kobietami. Przy tej
operacji znalazł się również komisarz gminy nazwiskiem Weber, który miał opinię
dobrego człowieka. On chwytał kobiety i dzieci za ręce i pomagał im wgramolić
się na samochód:, w ten sposób oszczędzał ofiarom ciężkich ciosów.
W trakcie kiedy odbywało się to
ładowanie ludzi do ciężarówek, od strony młyna dwóch żandarmów prowadziło
białego od mąki Lipszyca, okładając go nahajami. Żyd ten był zatrudniony u
Niemca w młynie. Mniemał widocznie, że skoro pracuje u Niemca, który był
jednocześnie sołtysem wsi, - ominie go los rodaków. Pomylił się. Gdy wchodził
do wozu, jeszcze spadały mu na plecy razy, od których tumany kurzu unosiły się
w powietrzu. Oprawcy zarechotali śmiechem...
Samochody wypełnione bardzo szczelnie
ludzkimi istotami odjechały. W parę minut po odejściu transportu na plebani
rozległy się dwa strzały. Wszyscy byli ciekawi, co one miały znaczyć. Okazało
się później, że zostały zastrzelone dwie żydowskie dziewczyny, które ukryły się
pod sceną w sali widowiskowej. Żandarmi je znaleźli, wyprowadzili na podwórze i
natychmiast zabili.
(Jerzy Krzywaźnia - opracowanie komputerowe na podstawie maszynopisu zachowanego w bibliotece szkolnej)
Fotografie ( widok współczesny) - Magdalena Jeziorna