Leśnik pochodzący z Kraszewic Roman Plewiński we swoich wspomnieniach pisał: W pobliżu plebani była karczma, w której odbywały się zabawy, pijaństwo i bardzo często bójki. Gdy proboszcz usłyszał, że jest tam zbyt głośno, brał nieodstępny gruby kij i szedł zrobić porządek. Gdy stanął w drzwiach karczmy, wszyscy uciekali oknami i gdzie się dało. Kogo dosięgnął, to bierzmował lachą. Miał dużo sił, ale także taki autorytet, że nawet najgroźniejsi zabijaccy nie ośmielili się stawić mu czoła.
Fragment wspomnień Romana Plewińskiego: puls1.qxd (pulstygodnia.pl)
Potwierdzenie tego że była to plaga, znajdujemy w liście czytelnika do Gazety Świątecznej z 1895 roku
Źródło: Gazeta Świąteczna R.15, nr 767 (15 września 1895)
Ks. Piotr Gutman prowadził też swoistą "poradnię małżeńską".
"Jeżeli dowiedział się, że ktoś z parafian zawiązał trójkącik małżeński- a miał swoich wywiadowców - przepijał zarobki, bil żonę itp. to wzywał go publicznie z ambony, aby stawił się na plebanii. Jeżeli dobrowolnie nie zgłosił się, to posyłał po niego parobka, kościelnego i grabarza i ci doprowadzali go na plebanie. Na plebanii odbywał się bezapelacyjny sąd. Po wykazaniu przewinień, proboszcz wygłaszał stosowne, umoralniające kazanie, ogłaszał wyrok, uprzedzając, że w razie recydywy kara będzie zwiększona. Następnie pomocnicy kładli delikwenta na ławie i proboszcz wymierzał mu osobiście ustaloną ilość kijów. Skutek, z bardzo nielicznymi wyjątkami, był radykalny."
Podesłany (dziękuje 🙂 ) art. tym razem o "defraudacji okowity" w parafii kraszewickiej pod koniec XIX wieku.