Strony

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Giżyce. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Giżyce. Pokaż wszystkie posty

7 lipca 2024

Przygoda malarza Kazimierza Lasockiego na wyspie przemytników na Prośnie

Opis ten, pochodzący z 1932 roku, odnosi się do okresu, kiedy rzeka Prosna była naturalną i oficjalną granicą między Rosją a Niemcami. Jej brzegi były patrolowane przez służby graniczne, jednak niezamieszkała wyspa na Prośnie pozostawała terenem niczyim, czyli nie należała ani do Rosji, ani do Niemiec. Wyspa na rzece Prosna jest zaznaczona tylko na mapie w skali 1:25.000, położona niedaleko wsi Kraszewice, na ziemi kaliskiej.

Po traktacie wiedeńskim z 1815 roku, kiedy rosyjsko-niemieckie komisje precyzyjnie wyznaczały granicę, zwykle biegnącą środkiem rzeki na równej odległości od obu brzegów, geometrzy dwóch cesarzy uparcie dążyli do przyłączenia małej wyspy do swojego państwa. Niemiec miał jednak trudności z przekonaniem Rosjanina, że wyspa powinna należeć do Niemiec. Z kolei przedstawiciel Rosji nie był w stanie wyjaśnić niemieckiemu dyplomacie, dlaczego sporny teren powinien przypaść Rosji.

Ostatecznie kwestia wyspy została rozwiązana poprzez uznanie jej za terytorium nieprzynależne do żadnego z państw. Obie delegacje podpisały umowę przyznającą wysepce status eksterytorialny. Rządy w Berlinie i Petersburgu ratyfikowały porozumienia komisji granicznych, i zgodnie z prawem międzynarodowym, wyspa stała się terenem niczyim. Gwarancję nietykalności wyspy zapewniono na tyle skutecznie, że nawet funkcjonariusze straży granicznych z Rosji i Niemiec mieli wzajemnie zakaz wstępu na jej obszar. Pewnego razu, gdy rosyjski strażnik płynący łódką musiał pilnie przybić do brzegu, aby nie zatonąć, i przypadkowo wylądował na wysepce, spowodowało to poważny incydent, który prawie doprowadził do wymiany ognia. 

Na tym odcinku granicy, podobnie jak w innych miejscach, odbywała się kontrabanda z obu stron. Mieszkańcy Kraszewic z zaboru rosyjskiego organizowali wyprawy łódkami na stronę pruską, podczas gdy włościanie ze Schildberga, udawali się w kaliskie.

Miejscowi przemytnicy, choć nie obeznani z prawem międzynarodowym, szybko zorientowali się w istnieniu nietypowego prawa, które wzajemnie zabraniało Rosjanom i Niemcom wstępu na wyspę. Wyspa była porośnięta łozami, rokitnikiem i olszyną. Z tej ukrytej wysepki stworzono magazyn na towary przeznaczone do przemytu, punkt zborny dla osób przekraczających granicę bez paszportów (za opłatą 5 rubli złotem od osoby) oraz miejsce narad.

O tej wyspie dowiedzieli się również koniokradzi z Niemiec i Rosji. Skradzione konie, „obute” w szmaty by zatrzeć ślady i stłumić dźwięk kopyt, były prowadzone do wody w bezksiężycowe noce. Przez koryto rzeki przeprowadzano je na małą wyspę, gdzie następowała wymiana. Skradziony koń z Kaliskiego, po kilkudniowym pobycie na wyspie, kierował się do Wielkopolski, a koń z zaboru pruskiego, w cichych podkowach i z zawiązanym pyskiem, był przeprowadzany do Królestwa Polskiego.

Czasem konie poddawane były zabiegom zmieniającym ich maść: cygański kasztan przeistaczał się w gniadosza, a biały koń stawał się kary. Działo się to jednak rzadko, ponieważ pościgi były nieskuteczne z powodu dyplomatyczno-granicznych przeszkód.

Na tej wyspie przeżył przygodę jeden z wybitnych polskich artystów-malarzy,  Kazimierz Lasocki*, który był wówczas początkującym, lecz zdolnym pejzażystą.


Kazimierz Lasocki w pracowni - rok 1934

Malarz tak opisał swóją przygodę na tej wyspie:

Mieszkałem wówczas w Kraszewicach, ładne tam były okolice, zwłaszcza nad Prosną, a co za śliczne dziewczyny i jakie przystojne krowy! 


Kazimierz Lasocki - Pejzaż z krowami (1932)

więc włóczyłem się z paletą i sztalugami, szukając widoków. Było to latem, woda była ciepła, więc obnażywszy ciało, mając farby, sztalugi i ubranie na karku, przeprawiłem się szczęśliwie na wyspę. Woda, w najgłębszym miejscu sięgała mi do pach. Na lądzie ubrałem się i pomaszerowałem w głąb zarośniętej bardzo wyspy, gdzie spotkałem się z jakimiś ogorzałymi drabami, którzy zajęli wobec mnie od razu zdecydowane stanowisko. Jeden z nich, dla pewności, skierował we mnie rewolwer, drugi zapytał energicznie „Gadaj, po choleręś tu przyloz, na prześpiegi? A od kogo, Rusa? Niemca?. Kiedy ja malarzem jestem, maluję.. tłumaczyłem się.

„Chodź z nami, a spróbuj tylko wiać, to kulka w łeb a nieboszczyka do Prosny. Oczywiście, że maszerowałem, nie powiem, żeby z radością, wreszcie doszliśmy do prawdziwego obozu. Jeden z brodaczy, któremu zameldowano o schwytaniu podejrzanego, tzn. mnie, powiedział „zobaczymy czyś malarz, namaluj mnie!. Co miałem robić malowałem, widocznie herszta, który  skończonym obrazie był bardzo zadowolony z uchwyconego podobieństwa. „Niech pan wypije, odezwał się grzecznie częstując mnie wódką i kiełbasą. Sytuacja się poprawiła i pytam  kiedy mogą odejść? „Panie artysta, dopiero pojutrze w nocy, jak załatwimy „interesy” . Była to ekspedycja 8 kradzionych koni z Kalisza do Prus. Nie bardzo mi się to uśmiechało ale rozumiałem ich ostrożność. Woleli mnie przetrzymać po to bym nie rozgadał i przez to nie utrudnił spławienia koni. Po 3 dniach, żywiony tylko kiełbasą i wódką, w nocy przewieziony zostałem łódką na brzeg rosyjski.

Ostatnie słowa mego przewoźnika, a zarazem kontrabandzisty w jednej osobie były: „Nie było panu źle u nas, ale niech pan nie gada o nas”, Zapomniałem dodać, że skonfiskowano mi brązową farbę dla zamazywania białych strzałek i kwiatków — plam na łbach końskich — zakończył wesołe opowiadanie mistrz pędzla.

 W latach trzydziestych mieszkańcy dawnych terenów przygranicznych wyrażali żal, że stracili możliwość prowadzenia kontrabandy i związane z tym dochody.

Źródło: Godlewski Michał, Zielone granice, Warszawa : "Rój", [1932] (Warszawa : B-cia,  Wójcikiewicz), 1932, s. 9-15

*Kazimierz Lasocki (ur. 1 marca 1871 w Gąbinie, zm. 11 września 1952 w Warszawie) – polski malarz pejzażysta i animalista, przedstawiciel realizmu. Malował pejzaże i portrety. Często podejmował temat zwierząt ukazanych w krajobrazie, zwłaszcza pasącego się bydła, co stało się jego specjalnością


22 sierpnia 2021

Straż Ogniowa Ochotnicza w Giżycach (1924)

Z Giżyc, wsi kościelnej nad rzeką Prosną w powiecie kaliskim, piszą do nas:

Przed dwoma niespełna laty w Giżycach została założona straż ogniowa ochotnicza, ale z końcem pierwszego roku istnienia chyliła się ku upadkowi. Nie chcę tu n niczyich błędów wytykać, więc nie będę się rozwodził nad tym dlaczego tak było, a lepiej przedstawię odrazo, jak się dziś straży powodzi.

Otóż w tym roku 
 1) ukończono budowę szopy na narzędzia strażackie.
 2) kupiono za kilkaset złotych sikawkę najnowszej bodowy,
 3) sprawiono umundurowanie dla całej straży itp. , a wszystko tak ładnie i składnie, że trzeba podziwiać. iż na to wszystko starczy straży zasobów

 Inne straże okoliczne są o parę lat starsze od giżyckiej, a daleko im do niej; nieprędko jeszcze dojdą do tego mienia i porządku, jakim się ona może poszczycić. Wszystko to zależy od dobrego zarządu. gdy dobry zarząd to i dobra straż, bo, jak się to mówi " jaki pan, taki i kram " Ale muszą także być ludźmi dobrej woli wszyscy członkowie bo bez tego choćby najlepszy był zarząd. to sam nic nie zrobi,

Obecnie na czele straży giżyckiej stoi jako przewodniczący ksiądz prałat Sadowski, właściciel Giżyc. Jest to wielki działacz społeczny pomimo podeszłego wieku zawsze wesół i dzielny. 

Straż giżycka bardzo wiele  mu zawdzięcza. Ksiądz prałat nie tylko strażą się zajmuje. ale i wielu innymi sprawami społecznymi dla ulg i i dobra ubogiej ludności; to też wszyscy w okolicy, znający jego działalność, pragną, aby mu Pan Bóg jak najdłużej użyczał zdrowia. Naczelnikiem straży jest urzędnik gospodarski tegoż księdza prałata Mucha, człowiek godzien najgłębszego zaufania, zarówno jak zastępca jego Wiatrowski.

W dniu 6-ym sierpnia przypadł odpust w parafii Giżyckiej, więc po nieszporach urządzono w parku zabawę na korzyść straży, a wieczorem odbyło się przedstawienie" teatralne, potem bawiono się do rana bardzo wesoło, ale przyzwoicie, nie tak, jak to bywa na innych zabawach, gdzie bójki się toczą. I ja, który to pisę, jestem strażakiem, ale z innej straży, z dębicko-skrzyneckiej, i nie piszę w tym celu. aby  wychwalać straż giżycką. Co innego mam na myśli: widzę, że niektóre straże w tej okolicy chylą się ku upadkowi, i myślę, że przykład straży giżyckiej może im się przydać i stać się dla nich zachętą. 

Skalec

Źródło: Gazeta Świąteczna R.44, nr 2274 (31 sierpnia 1924)

21 sierpnia 2021

Ks. Ignacy Płoszaj (1841-1925) proboszcz giżycki

 


Ks. Ignacy Płoszaj urodził się 24 lipca w Bronisławiu. Był uczestnikiem powstania styczniowego. Święcenia kapłańskie przyjął w 1864 roku. 

Od co najmniej 1872 roku był administratorem a potem proboszczem parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Giżycach. Obecna świątynia w Giżycach została wzniesiona w miejsce poprzedniego kościoła, który uległ całkowitemu zniszczeniu w 1877 r. podczas pożaru wywołanego od uderzenia pioruna. Ks. Ignacy Płoszaj niezwłocznie podjął budowę nowej świątyni i doprowadził do końca przy wielkiej ofiarności parafian..


Tak pisały  Nowiny R. 9, nr 19 (20 września 1878)

„Co może dobra wola i zrozumienie swego powołania, oto jeszcze nowy dowód. W r. zeszłym, w czasie oktawy Bożego Ciała, spłonął ze szczętem we wsi Giżycach (w powiecie tutejszym 4 mile od Kalisza) kościół parafialny. Pożar był tak gwałtownym , że literalnie wszystko się spaliło. Ani jedna komża, ani jeden ornat, ani jeden dzwon nie ocalał. Jednakże zacny a pełen energii proboszcz, ks. Ignacy Płoszaj, przy serdecznym współudziale swoich poczciwych kmiotków — parafian, zaradził potrzebie. Na jego wezwanie, w kilka dni po ogniu, stanęło kilkuset ludzi ze stu furmankami; posypały 
się ofiary, wykwitł przecudny kwiat czynu, i oto od razu, bez czczych obietnic, bez obłudnych przechwał, kiedy możni odmówili ofiary, a nawet tego, co mocą prawa złożyć są winni, 
to chropowata ręka chłopska bez wahania dokonała. * Kaleta i dłoń, serce, praca, opasały wieńcem pogorzelisko. I teraz, gdy to piszemy, stoi już kościół murowany, piękny, a jak 
na głuchą wioskę, wspaniały. Rok minął zaledwie, a świątynią już stoi i będzie na długo pomnikiem poświęceń i cnoty. 
Jeszcze w r. b. pocznie się w tej sielskiej świątyni odprawiać nabożeństwo, bo niebrak i aparatów , słowem nie brak niczego. 
Poczciwi kmiecie i zacny proboszcz jak mrówki wytrwałe, dokonali tego dzieła, godnego zanotowania dla przykładu czasów dzisiejszych i potomnych. Cześć więc tobie proboszczu ks. Płoszaju i wam bracia wieśniacy giżyckiej parafii; będą mijać lata, gasnąć może i całe pokolenia, lecz cichych waszych poświęceń nie zapomni Bóg i ludzkość. Cześć wam serca, bijące pod zgrzebną koszulą, cześć wam dłonie, zgrubiałe od pługa i siekiery“ !

W 1986 roku przybył do Kalisza, gdzie z ramienia Kapituły kolegiackiej sprawował dozór nad parafią WNMP. Nosił tytuł prałata Kapituły Kaliskiej i był sędzią prosynodalnym. Niósł posługę w tragicznym dla Kalisza okresie zburzenia i spalenia w czasie I wojny światowej.  

 Zmarł 9 października w Kaliszu. Przeżył 84 lata, w tym 60 lat w kapłaństwie.

 Źródło zdjęcia: Wielkopolskie Towarzystwo Genealogiczne

Kaliszanin : gazeta miasta Kalisza i jego okolic R. 11, nr 6 (20 stycznia 1880)

20 sierpnia 2021

O budowie kościoła w Giżycach - 1878 r.

 9 Kwietnia 1878 r.

W czasie oktawy - Bożego Ciała, to jest w d. 7 czerwca r. z. o godzinie 3-ej po południu, spalił się do szczętu drewniany kościołek we wsi Giżycach. Gdy w najbliższą niedzielę przemówił ze łzami do parafian swoich proboszcz miejscowy, ks. Ignacy Płoszaj, na drugi dzień stanęło przed plebanią kilkaset furmanek chłopskich z oświadczeniem nie tylko gotowości do bezpłatnej zwózki, ale i ofiar pieniężnych na budowę nowej świątyni murowanej.

Zacni ci ludzie do pierwszych dni sierpnia tego samego roku zwieźli tyle materiału, że budowa niezwłocznie się rozpoczęła. Zwieziono przez dwa miesiące 1000 fur kamieni z Godziesz, 600 fur rudy z Giżyc, 50,000 sztuk cegły, którą teraz wypalają na miejscu z gliny, którą dał bezpłatnie (mimo, że nie jego parafia) p. Suchecki obywatel z Przystajni.

Wieśniacy odbywają roboty darmo; ręce, serca i kieszenie tych poczciwych ludzi są na usługi; to też trzechłokciowy fundament w ziemi, 2-ch łokciowy na powierzchni, którego budowę rozpoczęto na początku sierpnia r. z. ukończony został już w listopadzie t. r., mimo, że nowy kościół będzie znacznie obszerniejszym od dawnego.

Budowa ma kosztować 13,000 rs. gotówką, prócz pracy i materiałów, ofiarowanych darmo: kierownictwo budowy powierzone p. Martin z Kalisza (architektowi, który wzniósł wieżę Ś. Mikołaja).

Wapno zwożą chłopki parafii Giżyckiej bezpłatnie z Wielunia, gdzie za piec, obejmujący 75 korcy, płacą 29 rs. Nabożeństwo odbywa się teraz w plebanii, którą niedawno temu, tenże zacny a pełen energii proboszcz, ks. Płoszaj, wybudował murem, ze składek.

Nie tylko kościół, ale i aparata uległy zniszczeniu; spaliło się bowiem wszystko, mianowicie 49 ornatów, 12 kap, 3 kielichy, z tych jeden złoty, a dwa srebrne i monstrancja srebrna: srebra wydobyto z pogorzeliska lii funtów.

Stopiły się też zupełnie 3 dzwony nowe, zakupione od p. Ostrzyckiego z Kalisza, kosztują przy dodaniu kruszcu około rs. 300, mianowicie 1-szy waży 800 funtów, drugi 200. trzeci 100. Dzwony i aparata nowe posprowadzał już ks. Płoszaj: składki, dobrowolne ofiary, poczciwość prostych ludzi, zacność i i energia młodego proboszcza zaradziły wszystkiemu.

Czasu minęło nie wiele, a już poważnie dobywają się z dniem każdym mury przyszłego kościoła w Giżycach; gdzieindziej lat całych byłoby potrzeba na to, co proboszcz i jego parafianie w ciągu kilku uczynili miesięcy.

Cześć Ci więc, proboszczu i cześć Wam, poczciwi chłopkowie Giżyckiej parafii; świat nie na wielkich i możnych, ale się opiera na zacności serc — najczęściej skromnych i prostych.

Źródło: Gazeta Polska  (dawniej Codzienna) 1878, nr 82 (9 kwietnia)

Z kroniki Teodora Dudkiewicza z Pieczysk - lata (1889-1907)

  

 1/.  "Dzieci podawane do Chrztu Świętego przez Mariannę Dudkiewicz: [pozycja 1-17....]

        18.Władysław Jaśkiewicz syn Michała z młyna Ilskich. Urodzony dnia 14 maja 1889.

        [pozycja 19-29...]".

  2/.   "Józefa Dudkiewicz córka Teodora i Marianny Dudkiewiczów urodzona dnia 13 marca 1891  roku o godzinie 4 rano w piątek. Chrzestni rodzice Wojciech Tułaza i Katarzyna Jaśkiewicz od Ilskiego."

"Marianna Józefa Jaśkiewicz z młyna Ilskich ,córka Michała i Katarzyny Jaśkiewiczów rodziła się dnia 8 marca 1884 roku."

  3/.  "Półszorki nowe całe rzemienne kupione w Kraszewicach na jarmarku od Żyda dnia 19 stycznia 1909 r. Kosztują 18 r. (osiemnaście rubli.)"

  4/.  "Przeniesiona została poczta z Giżyc do Kraszewic w miesiącu lutym 1909 roku."

  5/.  "Za X. Piotra Gutmana Misja Święta w Kraszewicach zaczęła się 17-go listopada w sobotę o godzinie 6-tej na wieczór, skończyła się 25 listopada w niedzielę o godz.10-ej rano 1906 roku.

  6/.  "Dnia 4-go stycznia 1907 roku umarł nagle w Kraszewicach ś.p. X. Piotr Gutman proboszcz i kanonik parafii Kraszewice, pochowany w Kraszewicach dnia 8-go stycznia 1907 r. we wtorek."

  7/.   "Promotor czyli brat starszy bractwa Świętego Józefa w Giżycach Jan Załomski z parafii Kraszewice zmarł 1 kwietnia wyraźnie pierwszego kwietnia 1893 roku."

  8/.   "Młyn Ilski Michała i Katarzyny Jaśkiewiczów małżonków rozpoczął mielenie dnia 14 lipca 1889 roku z soboty na niedzielę."

  9/.   "Buty sprawione czyli kupione dnia 13 stycznia 1889 roku od Wincentego Powroźnika z Kraszewic. Kosztują 5 rubli 50 kopiejek."

Przesłane przez p. Witolda Dudzińskiego

6 maja 2021

Bliskie pogranicze - autor p. Stanisław Jeziorny

Polecam przekrojowy esej historyczny p. Stanisława Jeziornego  opisujący różnice kulturowe, gospodarcze i ekonomiczne pogranicza byłego zaboru pruskiego i rosyjskiego

Rzeka Prosna aczkolwiek nie należąca do największych rzek w Polsce była świadkiem wielu historycznych wydarzeń. Nas interesuje jej środkowe dorzecze. Przy rzekach tworzyły się osiedla ludzkie i tak nad Prosną - Bobrowniki (1238), Ostrów (1293) zwany później kaliskim, Grabów- wieś (1240) oraz Giżyce (ca 1357). Giżyce były zapewne miejscowością starszą gdyż do 1358 roku były własnością arcybiskupów gnieźnieńskich. Historia tych okolic mówi nam, że już od X wieku rzeka była granicą. Z lewej jej strony były wpływy polityczne Czech i przynależność do Śląska, podczas gdy prawa strona należała do Wielkopolski.(Patrz atlas historyczny Polski). Około 1250 roku ziemie z obu stron rzeki należały do Ziemi Gnieźnieńsko- Kaliskiej. Niemniej jednak przynależność diecezjalna pozostała bez zmian. Ziemie z lewej strony rzeki podlegały biskupstwu wrocławskiemu ( z niewielkimi wyjątkami). Tymczasem ziemie z prawej strony - do arcybiskupstwa gnieźnieńskiego.
Po odbiciu ziem przez króla Władysława Jagiełłę w 1396 roku z rąk księcia Władysława Opolskiego
Grabów znalazł się w Ziemi Wieluńskiej. Tymczasem osady z prawej strony Prosny (Giżyce, Kraszewice) należały do Ziemi Kaliskiej, aż do połowy XVI wieku (1564). Około 1460 roku powstało starostwo grabowskie do którego należały osady w okolicach Grabowa i Mikstatu.
Co to znaczy starostwo? Otóż w 1300 roku król Wacław II aby mieć lepszy nadzór nad ziemiami królewskimi powołał tzw starostwa ze starostami jako urzędnikami królewskimi na czele. Urząd starosty przyjął się na ziemiach polskich i król Władysław Łokietek nadal utrzymywał urząd starosty.
Po 1564 roku do starostwa grabowskiego dołączone zostały wsie Kraszewice i Czajków.
Z upływem czasu na terenie starostwa powstały trzy tzw. klucze stanowiące oddzielne enklawy. Był więc klucz grabowski z siedzibą starosty, klucz kotłowski (mikstacki) oraz największy obszarowo klucz kuźnicki na bazie siedzib byłych kuźników Roztogów.
W XVI wieku mieliśmy więc dobra królewskie zarządzane przez starostę, oraz dobra prywatne w Giżycach, Bobrownikach, Skrzynkach, Książenicach, Przedborowie i inne. Dobra Skrzyneckie stanowiły jedność z Bobrownikami. Ciekawostką jest że wsie Ostrów (kaliski), Zagórna i Pieczyska należały do miasta Kalisza. Kościoły istniały w Grabowie, Kotłowie, Mikstacie, Doruchowie w Giżycach i Kraszewicach. Duże zmiany nastąpiły pod koniec XVIII wieku. Polska utraciła niepodległość.
Nasze ziemie (całe starostwo) od 1793 roku znalazło się w państwie pruskim (niemieckim). W 1807 roku po 14 latach przynależności do Prus włączeni zostaliśmy na 8 lat do Księstwa Warszawskiego utworzonego przez Napoleona. Po przegranej wojnie Napoleona z Rosją w 1812 roku od 1815 roku
(po kongresie wiedeńskim) rzeka Prosna stała się granicą państwową pomiędzy Prusami a Rosją.
Ziemie z lewej strony rzeki znalazły się pod panowaniem pruskim (niemieckim) natomiast z prawej strony miejscowości włączono do tzw. Królestwa Polskiego – marionetkowego kraju podległego Rosji.
Ten okres – okres zaborów trwał ponad 100 lat i odcisnął głębokie piętno na mieszkańcach byłego starostwa grabowskiego. Zmieniły się przynależności administracyjne i parafialne. W 1816 roku całe dobra Skrzyneckie włączono do parafii (wikariatu wieczystego) w Kraszewicach. Od parafii giżyckiej odeszły lewobrzeżne wsie rzeki Prosny takie jak Zamość, Biernacice, Raduchów i inne.
Przedostanie się do pobliskiego Grabowa to było już przekroczenie granicy państwowej. Początkowo Prusacy rygorystycznie korzystali z izolacji „swoich” miejscowości od Królestwa Polskiego. Później jednak rozwinął się handel przygraniczny - ten legalny i nielegalny. Nie było już własności królewskich bo króla polskiego nie było. Wszystko wokół było własnością prywatną. Dwór w Skrzynkach należał do dziedzica – jednocześnie wójta do którego należały wsie Skrzynki, Dębicze, Zawady, Kiełpiń, oraz Kopeć. W efekcie tworzenia się folwarków na terenie dóbr skrzyneckich powstały folwarki w Skrzynkach, Kopciu oraz w Kiełpiniu. Później (po 1861 roku) do majątku w Skrzynkach należały wsie Brzeziny nad Prosną, Plęsy, Spóle, Foluszczyki, Cegiełka z folwarkami w Brzezinach i Plęsach.
Z upływem lat z pozoru podobne do siebie wsie z obu stron Prosny zaczęły się różnicować. Po stronie niemieckiej (pruskiej) chłopi uzyskali prędzej uwłaszczenie. Początki uwłaszczenia były już w latach 20-tych XIX wieku. Prawo pruskie nie popierało rozdrobnienia gospodarstw chłopskich. Nadmiar wiejskiej siły roboczej likwidowano poprzez zatrudnianie w folwarkach, a przede wszystkim na Śląsku
który przecież był w tym samym państwie. Pomimo stopniowego uwłaszczania chłopów odebrano im możliwości korzystania z serwitutów. Możliwość gospodarowania na swoim sprawił, że samopoczucie chłopów było znacznie lepsze od samopoczucia chłopów z tej strony Prosny.
Gorzej było z utrzymywaniem tradycji i kultury regionalnej. Po prawej stronie Prosny do lat 70-tych XIX wieku posługiwano się językiem polskim. Tradycyjne więc były uroczystości te wiejskie jak i rodzinne. W zaborze pruskim zabroniono rejestracji USC w języku polskim. Księża i tak ominęli ten przymus stosowania języka niemieckiego i zastosowali łacinę. W Poznańskim od 1824 roku zaczęto ograniczać używanie języka polskiego w urzędach i szkołach. Z upływem lat germanizacja Poznańskiego stała się jednym z głównych celów polityki niemieckiej. Podkreślając negatywy takiej polityki dla Polaków – pozytywnie należy oceniać likwidację analfabetyzmu- ale przecież w języku niemieckim. Porównując szkolnictwo we wszystkich zaborach wg danych z 1897 roku trzeba przyznać, że na 1000 mieszkańców w zaborze niemieckim było 193 uczniów , w zaborze austriackim
129 uczniów, a najmniej w zaborze rosyjskim do którego należały prawobrzeżne gminy rzeki Prosny
bo tylko 30 uczniów na 1000 mieszkańców. W naszych stronach z obu stron Prosny istniały szkoły elementarne jedno lub dwuklasowe.
Po upadku Powstania Styczniowego również i w naszych stronach wprowadzono obowiązkowo język rosyjski. Po polsku – dzieci mogły się uczyć czytać i pisać przy parafiach. Deficyt ludzi wykształconych
w naszych stronach widoczny był tuż po odzyskaniu niepodległości przez Polskę. Otóż w Kraszewicach i całej gminie znaczny procent nauczycieli stanowili Ukraińcy. Dlaczego? – Bo w Galicji było więcej ludzi wykształconych.
Jak widać z powyższego poziom oświaty po lewej stronie Prosny był wyższy, chociaż utrwalał język niemiecki. Porównując infrastrukturę po obu stronach rzeki zdecydowanie korzystniej wypadają lewobrzeżne wsie. Drogi utwardzone z Ostrzeszowa do Grabowa, z Ostrowa do Grabowa oraz z Doruchowa do Grabowa były wykonane jeszcze w czasach zaboru niemieckiego. Pierwszą brukową drogę z Grabowa do Kraszewic wykonano w latach 1934 – 1938. Podobnie budowano drogę z Grabowa do Giżyc.
Uruchomienie kolei do Grabowa w 1910 roku stało się „oknem na świat” dla całego regionu.
Zabudowania mieszkalne, gospodarcze oraz inne z lewej strony Prosny były w większości murowane, podczas gdy w „Kongresówce” w dużej części drewniane a nawet pod strzechą. Na terenie gmin Skrzynki, Kuźnica Grabowska i Ostrów Kaliski notowano więcej przestępstw. Były to najczęściej kradzieże. Rozboje i kradzieże występowały jeszcze w okresie międzywojennym. Można to nazwać plagą. Dlaczego tak było? Otóż w naszych stronach było dużo biedoty nawet tej bezrolnej. Nie wszyscy mieli możliwości szukania pracy na Zachodzie.
Skąd powstała nazwa „Bose Antki”? Otóż u ludzi biednych buty służyły do chodzenia na wyjątkowe okazje. Często szli do kościoła boso aby tuż przed wejściem do świątyni założyć buty. Robili tak, aby nie zniszczyć butów i w ten sposób zaoszczędzić. W okresach jesienno- zimowych na „co dzień” chodziło się w trepach o drewnianych podeszwach. Zrozumiałym jest, że nie wszyscy tak chodzili.
Chodziła tak biedota której na „Zaprośniu” było dużo.
Czy należy się wstydzić biedy? Myślę, że w naszym przypadku- nie. To nie nasza wina- szczególnie ludzi prostych, że historia tak z nami postąpiła. Byliśmy przecież przedtem jednym społeczeństwem z obu stron Prosny. Do dziś mieszkańcy powiatu sieradzkiego mówią na nas „grabowskie” a wulgarniej – Grabusy. Bierze się to stąd, że w przeszłości należeliśmy do starostwa grabowskiego.
Co jeszcze nas różniło oprócz rzeki Prosna? Otóż często strona poznańska zarzuca nam, że mieliśmy dużą populację Żydów. A to nieprawda. Przed rozbiorami więcej Żydów było w Grabowie. Tam powstała bożnica, szkoła żydowska oraz cmentarz. W naszych stronach najwięcej Żydów umiejscowiło się pod koniec XIX wieku kiedy to w środkowych guberniach rosyjskich nastąpił pogrom Żydów. Większość uciekinierów żydowskich osiedliło się w zachodnich guberniach – w tym właśnie w naszych gminach i miastach. Przygraniczny handel kwitł właśnie najbardziej w tym okresie.
Rosjanie ustalili tzw „pas przygraniczny” na 21 wiorst tj. ca 20 kilometrów od granicy z Niemcami.
W tym pasie mieściły się gmina Skrzynki w Kraszewicach, gmina Kuźnica Grabowska oraz gmina Ostrów Kaliski w Brzezinach. Gminy wydawały 150 – 200 przepustek rocznie każda. Przepustki umożliwiały przekraczanie granicy na roboty sezonowe w Niemczech na kilka tygodni. Na dłuższy pobyt do 10,5 miesiąca trzeba było mieć paszport. Paszporty również wydawano w przygranicznych urzędach gminnych. Druki paszportowe były podpisywane „In blanco” przez naczelnika powiatu.
Niemcy przyjmowali do pracy również ludzi bez przepustek i paszportów, ale takim osobom dużo mniej płacili za wykonywaną pracę. Korupcji- która chociaż w mniejszym stopniu istnieje do dziś, uczyliśmy się od zaborców. Otóż zarówno przepustki jak i paszporty powinny być wydawane „za darmo”. Urzędnicy w gminach i powiatach brali jednak pieniądze- 15 kopiejek za przepustkę i 1 rubla za paszport. Możliwość otrzymania przepustek lub paszportów w gminach przygranicznych była powodem innej korupcji. Otóż ludzie z dalszych powiatów od granicy niemieckiej starali się chociaż czasowo zameldować się u kogoś z gmin przygranicznych. Na tym korzystali niektórzy mieszkańcy naszych gmin, a także urzędnicy gminni. W ten sposób zarówno urzędnicy jak i właściciele domów w których zameldowali się przybysze z innych powiatów dorabiali się majątku. Przekraczanie granicy przez mieszkańców zaboru niemieckiego odbywało się rzadziej , chociaż na tych samych zasadach.
Przepustki bowiem wydawała również strona niemiecka.
Podsumowując okres zaborów to stwierdzić trzeba, że miejscowości po stronie niemieckiej były bardziej rozwinięte od prawobrzeżnych. Pozytywem z prawej strony Prosny było utrzymywanie języka polskiego. Rodowitych Rosjan w naszych stronach było bardzo mało. Byli to przeważnie urzędnicy powiatowi, sądowi oraz policja. Po stronie poznańskiej Niemców było znacznie więcej - nie tylko w urzędach i szkołach, ale wśród zwykłej ludności. W 1918 roku do narodowości niemieckiej w Grabowie przyznawało się 16-20 % mieszkańców. Dla wyznawców ewangelickich wybudowany był nawet kościół. Były takie powiaty jak kępiński czy nowotomyski gdzie Niemców było 70%.
Do dzisiaj wiele nazwisk mieszkańców z Poznańskiego jest pochodzenia niemieckiego. Wynikało to z mieszanych małżeństw.
Okres międzywojenny nie wpłynął na integrację nadprośniańskich miejscowości. Wpływ na to miał zapewne nie zmieniony podział administracyjny. Tutaj były powiaty wieluński i kaliski, natomiast w 1932 roku zlikwidowano powiat ostrzeszowski. Różnica gospodarcza między regionami niewiele się zmieniła. Zmieniła się na korzyść sytuacja oświatowa w miejscowościach na wschód od Prosny.
Powstawały 7-klasowe szkoły powszechne i stopniowo likwidowano analfabetyzm. Nadal jednak głównym ośrodkiem gospodarczym dla regionu był Grabów ze swoją stacją kolejową, oraz cotygodniowymi targami. Drugą wojnę światową mieszkańcy z obu stron Prosny przeżywali podobnie. Wielu mieszkańców Grabowa i okolic wstrzymywało się z podpisaniem volkslisty ze względu na niebezpieczeństwo wcielenia do Wehrmachtu. Cały teren włączony został do Niemiec jako tzw Kraj Warty.
Korzystne zmiany szczególnie w miejscowościach na wschód od Prosny nastąpiły po II wojnie światowej. Już w latach 50-tych wypalano cegłę i budowano budynki murowane z cegły oraz z pustaków cementowych. Po stronie poznańskiej takiego boomu nie było bo budynki murowane już były. Korzystne ubezpieczenia budynków w PZU dla gospodarstw chłopskich powodowały, że niektórzy rolnicy życzyli sobie , aby doszło do wyładowań atmosferycznych. Stąd może (wg mnie złośliwe) epitety strony poznańskiej- „Pomarańczowe strony”. Nazwa wzięła się od koloru łun pożarów w naszych stronach. „Tak, czy owak” zabudowania nasze zmieniały się szybko wyrównując z biegiem lat różnicę między mieszkańcami z obu stron Prosny. Oceniając „z grubsza” różnicę między tymi mieszkańcami – przedstawia się następująco:
Strona poznańska – pracowitość ludzi dla rozwoju swoich gospodarstw.
Kongresówka – duże zaangażowanie społeczne mieszkańców. Budowa wodociągów, szkół, remiz strażackich, stadion, elektryfikacja i inne. Od 1984 roku budowa dróg na dużą skalę.
Strona poznańska – główny cel gospodarczy – „najważniejsza jest ekonomia”
Kongresówka – bezinteresowna pomoc sąsiedzka szczególnie przy pracach rolniczych.
Strona poznańska – obojętność mieszkańców na zmianę granic gmin czy powiatów.
Kongresówka – wielkie zainteresowanie przynależnością do gmin czy powiatów. Były nawet możliwe
„walki” o siedzibę gminy.
Stereotyp mieszkańca „Poznańskiego” widziane oczami Zaprośniaka. W grupie kolegów „Poznaniak” pali swoje papierosy nie częstując kolegów. Przy staraniach o inwestycje społeczne mieszkańcy „Zaprośnia” gościli decydentów. Poznaniacy – nie. Przykładem mogą być wyjazdy służbowe urzędników powiatowych z Ostrzeszowa do gmin. Wszyscy chcieli jechać na Zaprośnie gdzie u pana Dusia w Czajkowie oraz pana Kowalczyka w Kraszewicach czekały zastawione stoły. Ludzie z tej strony Prosny mieli to „we krwi”, gdyż ciągle musieli przekupywać władze zaborcze przy załatwianiu czegoś.
Powojenny rozwój wsi prawobrzeżnych powoli doganiał Poznańskie szczególnie w kwestii infrastruktury. Dwie pompy na środku brukowanego rynku w Grabowie do lat 70-tych XX wieku stały się symbolem rozwoju gospodarczego Grabowa. Inaczej przedstawiała się kwestia rolnictwa. Tutaj trzeba oddać hołd pracowitości rolników poznańskich. Sprzyjającym argumentem było też prawdopodobnie mniejsze rozdrobnienie gospodarstw. Obecnie – różnica między regionami wyrównała się. Jesteśmy przecież jednym narodem o tych samych korzeniach. Trzeba również zwrócić uwagę na to, że Grabów i Ostrzeszów to nie te same miasta co kilkadziesiąt lat temu.
W Grabowie więcej jest mieszkańców z Zaprośnia aniżeli rodowitych Grabowian. Niech tak zostanie.
Niech nie dzieli nas „buta pruska” od „bałaganiarstwa ruskiego”.
Kraszewice 03.05.2021
Z poważaniem
Stanisław Jeziorny

11 lutego 2021

Zbrodnia w Giżycach 1932

Okrutna zbrodnia w Giżycach (1932), która wstrząsnęła regionem. Morderstwo ks. Aleksandra Żurawskiego, proboszcza parafii Giżyce. Pisała o tym szeroko przedwojenna prasa. Polecam zwłaszcza ostatni artykuł z opisem ujęcia szefa bandy ( wcześniej pomocnika słynnego amerykańskiego gangstera Al Capone) odpowiedzialnej za morderstwo giżyckiego kapłana. 


Tajny Detektyw : ilustrowany tygodnik kryminalno-sądowy. R. 2, 1932 nr 16 (66)



Dziennik Łódzki. 1932-04-09 R. 2 nr 98


1. Echo. 1932-04-10 R. 8 nr 99




2. Echo. 1932-04-18 R. 8 nr 107


3. Głos Poranny dziennik społeczny, polityczny i literacki. 1932-04-18 R. 4 n


4. Ilustrowana Republika. 1932-04-30 R. 10 nr 119


5. Dziennik Łódzki. 1932-04-30 R. 2 nr 119


6. Ilustrowana Republika. 1932-06-20 R. 10 nr 169



7. Ilustrowana Republika. 1932-06-27 R. 10 nr 176

Rocznik diecezji włocławskiej na 1932 rok informuje że Ks. Aleksander Żurawski urodził się w 1864 roku. Święcenia kapłańskie przyjął 26 czerwca 1892 r. W latach 1924-32 pełnił funkcje proboszcza w Giżycach. Został zamordowany 6 kwietnia 1932 na plebanii w Giżycach w wieku 68 lat.

W latach 1918 -24 był proboszczem w Wójcinie nad Prosną , gdzie zakończył budowę kościoła.




Nagrobek znajduje się na cmentarzu parafialnym w Giżycach

20 maja 2020

Ks. Stefan Trzask proboszcz Giżyc - męczennik Dachau


Pisałem już o tym że w Dachau zginęli proboszczowie Czajkowa (ks. Roman Pytlawski) i Kraszewic (Sługa Boży ks. Franciszek Strugała). Dziś chciałbym przypomnieć sylwetkę proboszcza parafii Giżyce - ks. Stefana Trzaska.

Ks. Stefan Trzask (Trzaska), urodził się 14 kwietnia 1894 r. w Pabianicach jako syn Wincentego i Marii z Kopiasów.  W 1912 r. ukończył miejscową szkołę handlową, następnie pracował jako urzędnik i nauczyciel w szkole wiejskiej, potem w progimnazjum w Pabianicach. Był komendantem skautingu Związku Harcerstwa Polskiego w Pabianicach
 Do seminarium duchownego we Włocławku został przyjęty we wrześniu 1915 r. i po jego ukończeniu otrzymał święcenia kapłańskie 13 VI 1920 roku.
Po święceniach został wikariuszem w Brzeźniu, potem w Milejewie. Kolejnymi jego placówkami wikariuszowskimi były parafie: Russocice (1921), Izbica (1921–1924), Radziejów, gdzie pełnił funkcję prefekta progimnazjum i rektora kościoła pofranciszkańskiego (1924–1926).
Pierwszą jego samodzielną placówką duszpasterską była parafia Myślibórz (1926–1927), a następnymi: Dobrosołowo (1927–1930), Drużbin (1930–1932), Zbrachlin (1932––1935),
Proboszczem parafii Giżyce  pw. Przemienienia Pańskiego był od 3 grudnia 1935 do 6 października 1941).
Aresztowany przez Niemców 6 X 1941 r., został wywieziony do obozu przejściowego w Konstantynowie, a następnie 30 X 1941 r. do Dachau. Osadzono go w bloku 28  i nosił numer 28 279. Zmarł ze skrajnego wycieńczenia w obozie 13 listopada 1942 r. Jego ciało spalono w miejscowym krematorium.Na cmentarzu w Pabianicach znajduje się jego symboliczny nagrobek.

  Tablica pamiątkowa w kościele w Giżycach

Źródła:

1. ks. Wojciech Frątczak, Duszpasterze parafii Drużbin (od XVI wieku), Włocławek 2012, (w) Teologia i Człowiek, Półrocznik Wydziału Teologicznego UMK 20/2012
http://www.teologiaiczlowiek.umk.pl/pliki/ticz_20_2012_wojciech_fr__tczak.pdf
 
2. S. Librowski, Ofiary zbrodni niemieckiej spośród duchowieństwa diecezji włocławskiej 1939–1945, Włocławek 1947, s. 155-156
 
3.Fotografia kapłana pochodzi z publikacji: „BIAŁA KSIĘGA” Martyrologium duchowieństwa — Polska XX w. (lata 1914 – 1989) dane osobowe – wydanie elektroniczne http://www.swzygmunt.knc.pl/MARTYROLOGIUM/POLISHRELIGIOUS/vPOLISH/HTMs/POLISHRELIGIOUSmartyr2837.htm